Na ostatnim zdjęciu jest tzw. emergency shelter, czyli schron, z którego wolno korzystać wyłącznie podczas b.złej pogody lub problemów zdrowotnych. Na Islandii jest ich sporo. Chatek przeznaczonych dla piechurów za free raczej nie ma, choć są opuszczone farmy.
ludwik_krk napisał:
Piękno po prostu nieziemskie - muszę kiedyś w przyszłości polecieć na Islandię.
Dzięki za uznanie, ale nie jestem fotografem
;) Fakt,że przez lata człowiek się trochę wyrobił podczas wyjazdów,ale do profeski mi daleko.Inna sprawa,że na Islandii światło stwarza możliwości do naprawdę niesamowitych ujęć.
@Gadekk byłem i nadal jestem niezmiernie ciekaw Twojego ACT i wrażeń po nim
;) Uchyl rąbka tajemnicy
:PDzień 6.
W nocy mamy atak lisów polarnych. Młode osobniki tarzające się po trawie bezpardonowo wpadły w nasz namiot. Impreza na całego.
;)
Z rana na horyzoncie tęcza, a przed nami odcinek po szlaku: Hlodavik - Hofn. Pierwsza część dnia to dość strome podejście, następnie marsz w górach po płaskim terenie z przejściem rzeki, by w drugiej części dnia głównie schodzić. Na wstępie przechodzimy przez farmę i zamieniamy parę słów z przemiłym gospodarzem z poniższych zabudowań.
W skrócie opowiada nam historię swojej rodziny, która żyła tu przez lata zanim Hornstrandir został opuszczony przez stałych mieszkańców. To było ciężkie życie, walka z żywiołem, mrozem i wiatrem, a zarazem praca na morzu.Twardzi ludzie. Może i dzięki temu średnia długość życia jest tu najdłuższa na świecie.
Quote:
Islandczycy cieszą się najdłuższą przewidywaną średnią życia na świecie (80,2 lata dla mężczyzn i 83,3 dla kobiet).
Obecnie prywatne domki to już wyłącznie letniskowe "rezydencje" niezmiennie dostępne wyłącznie drogą morską bądź (w wyjątkowych okolicznościach i b.dobrej pogodzie) samolotem mogącym wylądować na wodzie z Isafjordour.
Absolutną podstawową jakichkolwiek zabudowań jest źródło wody pitnej będące nieopodal. Na Islandii o nie nietrudno, jest tu bowiem około 10.000(!) wodospadów. Z moich obserwacji, drugie tyle jest tych nie posiadających swojej nazwy.
Ze szczytu wzniesienia po raz kolejny naszym oczom ukazuje się niesamowita panorama majestatycznych plaż i góry przy kempingu Hlodavik.
Tego dnia spotykamy na szlaku kilkadziesiąt ludzi. Nacje różne - Francuzi, Holendrzy, Niemcy, Rosjanie.Polaków nie spotkaliśmy.Spotkaliśmy za to lisy polarne, a jeden pozował do zdjęć jak król lew
;) Obok polarnego niedźwiedzia, lis jest najdalej na północ występującym ssakiem lądowym. Trzeba przyznać,że wygląda uroczo, a tak naprawdę jest w stanie wytrzymać w temperaturze do minus 80 stopni (!)
W górach jest oczywiście bardziej rześko i wskazana jest kurtka oraz czapka. Warunki jednak dalekie od ekstremalnych.Zaczynamy zejście w dół.Z daleka widać skalne formacje. Może nie są jak osławieni australijscy apostołowie, ale skały naprawdę robią wrażenie.Zatrzymujemy się na dłuższą chwilę. Swoje legowiska mają tu ptaki.
Poniższa formacja na pierwszy rzut przypominała mi ślimaka. A jeśli ktoś ma jakieś inne skojarzenia....
;)
Schodzimy na kamienistą plażę, po czym wymagana jest mini-wspinaczka przy użyciu liny. Krótki filmik: http://vimeo.com/229192941
Niedługo później docieramy do Hofn. Tu także jest schron oraz spory jak na Hornstrandir kemping z informacją turystyczną (!). Zostajemy tu na noc.
c.d.n.Dzień 7.
Ten dzień to wyprawa w miejsce, które jest niejako wizytówką całego Hornstrandiru. Chodzi o kilkusetmetrowe, pionowe klify, które możemy znaleźć na broszurach zachęcających do odwiedzin półwyspu. Część turystów płynie tu łodzią z Isafjordour na kilkugodzinny trekking. Położenie kempingu w Hofn stwarza możliwości, by zostawić tam większość ekwipunku i przemaszerować na lekko z popołudniowym/wieczornym powrotem na kemping. My jednak pakujemy się z całością, planując, by na koniec dnia dotrzeć do Latravik.
Ruszamy z kempingu w Hofn i po raz pierwszy pogoda nie do końca nam sprzyja. Klify są bowiem skąpane w gęstej mgle. Ale nie narzekamy, w końcu to Islandia, nadal nie ma deszczu ani porywistego wiatru, który jest jakby nie patrzeć "basic weather" na wyspie. Na początek około kilometrowy odcinek po wydmach, po czym wypada zdjąć buty i przeprawić się przez rzekę.
Jak widać na filmiku, woda max do kolan i bez nurtu, a więc idealne na poranne pobudzenie krążenia
;) Przechodzimy kamieniste plaże i powoli zaczynamy wspinaczkę. Mgła nie ustaje, ale w górach mamy za to najbliższe spotkanie z lisami.
Idąc tropem pewnej piosenki, która ma 686 milionów wyświetleń na youtubie, przez całą wyprawę zastanawialiśmy się jakie odgłosy wydaje z siebie lis. No bo przecież nawet małe dzieci wiedzą, że pies robi "hau", kot "miau", krowa "muuu" i tak dalej
;) Ale lis? A tym bardziej polarny?
No i cóż - dochodząc do refrenu piosenki, poniekąd możemy potwierdzić wersje artysty, choć są to odgłosy, które trudno opisać słowami. Lisy spotkane tego dnia na szlaku, są młodymi osobnikami, bawią się ze sobą, co jakiś czas ryją w ziemi bądź jedzą resztki jakieś martwego ptaka. Liski, jak zresztą widać na filmiku poniżej, nie są płochliwe.
Nie wszystko widać przez mgłę, która jednak w ciągu dnia lekko odpuszcza, a chwilami nawet ustępuje słońcu. Tu każda skałka tętni życiem. Alfred Hitchcock śmiało mógłby kręcić tu sequel "Ptaków".Z kolei moja wyobraźnia, która wybiegła na temat pływania pod klifami kajakiem stwarzała potrzebę posiadania parasola - pancerza, którzy chroniłby przed ptasimi bombami z kilkuset metrów.
A jakie ptaki można tu spotkać? Ponad 50 gatunków z maskonurami na czele. Jako,że nie chce robić tu opcji kopiuj/wklej, @lesna8 - może pomożesz?
;)
Dla osób mających lęk wysokości, spacer przy klifach może być dość traumatycznym przeżyciem. Najwyższy z nich - Hornbjarg wznosi się 534 m. n.p.m. Przed laty wiele osób tu ginęło podczas zbierania ptasich jaj.
Znajdujemy się niemalże na skraju koła podbiegunowego - N66° 27' 41.219" W22° 26' 25.161". Wokół nas mnóstwo kwiatów, a konkretnie żółtych kaczeńców i nie tylko. Roślinność przebujna jak na Islandię, przez wielu nazywana tu arktycznym Edenem.
W ciągu dnia spotykamy ludzi z jachtu, który stał na kotwicy nieopodal. Podczas przerwy nawiązałem b. miłą pogawędkę z załogą, która za 3 dni miała dotrzeć na Grenlandię,a konkretnie do fiordów Scorebysund i niejako stolicy wschodniej Grenlandii o pięknej i łatwej do wymówienia nazwie Ittoqqortoormiit
;) Załoga międzynarodowa, a sam jacht (wizualnie pełen old-school) pod holenderską banderą.
Robi się dość późno i wiemy,że nie ma sensu iść tego dnia do Latraviku. Postanawiamy zatoczyć pętlę i rozbić się jako jedyni namiot na kempingu w Hornviku.
Mapka:
Dni 8/9.
Ostatnie 2 dni wyprawy. Czas powoli wracać, choć już wiemy, że jak zawsze ciężko będzie pożegnać się z Islandią, i to jeszcze w takim wydaniu. Gdy pytałem przed paroma laty jednego Islandczyka, gdzie na wyspie w jego opinii jest najpiękniej odpowiedział bez wahania:
Quote:
"Hornstrandir, tam gdzie da się dotrzeć tylko łodzią. Gdy pobędziesz tam trochę czasu, nic nie będzie już takie same".
Ostatni dzień marszu to trasa do Veileysurfjordour, skąd o 18.00 miała nas zabrać łódź.
Plecaki na koniec już całkiem lekkie, choć przez całą wyprawę nie były właściwie ciężkie.Restrykcje plus wcześniejsze noszenie kajaka chyba zrobiły swoje
;) Do Veileysurfjordour maszerujemy z niewielkimi przerwami 7 godzin, pół dnia po górę, by następnie schodzić w dół. W górach mamy sporo leżącego śniegu i wyjątkowo sprzyjający wiatr w plecy.
Sporadycznie trzeba przeskoczyć rzeczki po kamieniach lub w całości za jednym razem. Czasami wypada zdjąć buty, by nie ryzykować i mieć je nadal suche. Poniżej miało być salto ala Leszek Blanik i podwójny tulup, ale wyszło jak zwykle
;) Plecaki niejednokrotnie przerzucałem przed skokiem.
Przez te wszystkie dni, uważam, że dość dobrze poznaliśmy półwysep. Zalecam nie robić mini-trasy w 3-4 dni, a przeznaczyć na Hornstrandir 6-7, a nawet i dwa tygodniej, jeśli dysponuje się taką ilością czasu. Wtedy obowiązkowo przejście przez Drangajokull - lodowiec na południe od Hornstrandir. Ponoć nie jest tu wymagany sprzęt alpinistyczny, opcjonalnie raki. Koniecznie krem z filtrem 50 plus okulary lodowcowe.
Quote:
Drangajökull – lodowiec na Islandii, w Vestfirðir, na południe od Hornstrandir. Powierzchnia lodowca wynosi około 199 km² a maksymalna wysokość 925 m n.p.m.
W zatoczce poza nami czekają na łódź dwie sympatyczne Czeszki z Pragi oraz para Francuz + Tajka (na oko). Ci drudzy ledwie dzień spędzili na półwyspie, nie wychodząc poza Veileysurfjordour. Nic dziwnego, dziewczyna była w dżinsach i czymś ala tenisówki. Totalnie nieprzygotowani. Oficjalnie mieli jednak wracać z Hesteyri, gdzie my zaczynaliśmy. Z tego co mówili, to co chwila gubili szlak i zdecydowali się na odwrót. Pewnie nie będą to ich wymarzone wakacje.
W Veileysurfjordour (czy próbujecie to wymówić?
:P ) nie ma pomostu ani portu. Przypływa łódź, spuszcza na wodę ponton do którego wskakują piechurzy.
Z lądu odbiera nas chłopak łudząco podobny do Bjorna Lothbroka - syna Ragnara z serialu Vikings.
Mieliśmy lekki niedosyt, bo nie widzieliśmy na klifach maskonurów. Gdy łódź ruszyła - niespodzianka, leci maskonur, a potem drugi i trzeci. Superos! Ale żeby tego mało, podczas godzinnego rejsu powrotnego do Isafjordour, w zatoce pływa wieloryb i dwukrotnie zacnie eksponuje płetwę. Aparat i kamerę mamy już schowaną, a poza tym cytując Seana Penna z filmu o Walterze Mittym.
Dopływamy na wieczór do Isafjordour i wcinamy hot-dogi na stacji. Mamy opcję noclegu w guesthousie lub kempingu, który jest jednak kawałek drogi od portu. Wizja prysznica i łóżka po prawie 10 dniach wygrywa
;)
Nazajutrz, gdy otwierają Netto kupujemy cały chleb i momentalnie go zjadamy prawie w całości. Obchodzimy sklepy w Isafjordour i popołudniu kierujemy się w stronę lotniska.Trafiamy na mecz
:P
Miejscowa drużyna nie ma litości i wygrywa 13-0. Ostatniego gola strzela chłopak, który zabierał nas łodzią dzień wcześniej (Bjorn). Stadion położony niezwykle malowniczo, a i pogoda niezmiennie dopisywała.
Poniżej filmik ze startu samolotu Air Iceland Connect w drogę powrotną do Reykjaviku. Dla bywalców z f4f może nie będzie aż tak fascynujący, ale mimo to polecam - przenieść się na chwilę na Fiordy Zachodnie
;)
[quote="cypel"]Tradycyjnie kapitalna relacja i piękne landszafty.Podpisuję się obiema rękami
:) Zdjęcia rewelacyjne. Fajnie się czyta a jeszcze przyjemniej ogląda.
Znowu to robisz! Zdjęcia piękne, aż wierzyć się nie chce że tam jest tak zielono... Islandia zachwyca i to pod każdym względem. Zazdroszczę Ci tych widoków i takiej ilości czasu, by wyjeżdżać w te rejony raz po raz ;)
Znowu to robisz! Zdjęcia piękne, aż wierzyć się nie chce że tam jest tak zielono... Islandia zachwyca i to pod każdym względem. Zazdroszczę Ci tych widoków i takiej ilości czasu, by wyjeżdżać w te rejony raz po raz
;)
ludwik_krk napisał:Piękno po prostu nieziemskie - muszę kiedyś w przyszłości polecieć na Islandię.BTW jesteś zawodowym fotografem? Robisz świetne zdjęcia.Dzięki za uznanie, ale nie jestem fotografem
;) Fakt,że przez lata człowiek się trochę wyrobił podczas wyjazdów,ale do profeski mi daleko.Inna sprawa,że na Islandii światło stwarza możliwości do naprawdę niesamowitych ujęć.@Gadekk byłem i nadal jestem niezmiernie ciekaw Twojego ACT i wrażeń po nim
;)
Prawdę powiedziawszy już czekałam na jakąś relację BooBooZB no i jest. I to jaka!!! Wspaniała wyprawa, niecodzienny pomysł piękne zdjęcia. Gratuluję!!!A co do ptactwa, to faktycznie na Islandii można spotkać trochę ciekawostek. Na klifach, obok maskonurów, gniazdują alki krzywonose, nurzyki polarne i arktyczne a także głuptaki. Gdzieś w norkach mieszkają nawałniki a na wodzie nury rdzawoszyje i lodowce – to te, których śpiewne głosy słychać w czasie wędrówki ACT. Innym ciekawym ptakiem Islandii jest blisko spokrewniony z naszym gągołem sierpiec. Gniazduje w rejonie jeziora Myvatn, stał się nawet symbolem tamtejszego centrum edukacyjnego. Nie mogę nie wspomnieć o kamieniuszce – dzielnej kaczce, która upodobała sobie bardzo wartkie strumienie, również te w rejonie Myvatn. A ta kuropatwa wspomniana wcześniej to pardwa, no nie?Pozdrawiam
:)
Swietna relacja
;) fajnie sie czyta. I nawet zdjecia z mojego ulubionego fimu BooBoo wkleiles z Waltera Mitty hehehe Wysłane z mojego myPhone Cube 16GB przy użyciu Tapatalka
Na ostatnim zdjęciu jest tzw. emergency shelter, czyli schron, z którego wolno korzystać wyłącznie podczas b.złej pogody lub problemów zdrowotnych. Na Islandii jest ich sporo. Chatek przeznaczonych dla piechurów za free raczej nie ma, choć są opuszczone farmy.
BTW jesteś zawodowym fotografem? Robisz świetne zdjęcia.
Dzięki za uznanie, ale nie jestem fotografem ;) Fakt,że przez lata człowiek się trochę wyrobił podczas wyjazdów,ale do profeski mi daleko.Inna sprawa,że na Islandii światło stwarza możliwości do naprawdę niesamowitych ujęć.
@Gadekk byłem i nadal jestem niezmiernie ciekaw Twojego ACT i wrażeń po nim ;) Uchyl rąbka tajemnicy :PDzień 6.
W nocy mamy atak lisów polarnych. Młode osobniki tarzające się po trawie bezpardonowo wpadły w nasz namiot. Impreza na całego. ;)
Z rana na horyzoncie tęcza, a przed nami odcinek po szlaku: Hlodavik - Hofn. Pierwsza część dnia to dość strome podejście, następnie marsz w górach po płaskim terenie z przejściem rzeki, by w drugiej części dnia głównie schodzić. Na wstępie przechodzimy przez farmę i zamieniamy parę słów z przemiłym gospodarzem z poniższych zabudowań.
W skrócie opowiada nam historię swojej rodziny, która żyła tu przez lata zanim Hornstrandir został opuszczony przez stałych mieszkańców. To było ciężkie życie, walka z żywiołem, mrozem i wiatrem, a zarazem praca na morzu.Twardzi ludzie. Może i dzięki temu średnia długość życia jest tu najdłuższa na świecie.
Obecnie prywatne domki to już wyłącznie letniskowe "rezydencje" niezmiennie dostępne wyłącznie drogą morską bądź (w wyjątkowych okolicznościach i b.dobrej pogodzie) samolotem mogącym wylądować na wodzie z Isafjordour.
Absolutną podstawową jakichkolwiek zabudowań jest źródło wody pitnej będące nieopodal. Na Islandii o nie nietrudno, jest tu bowiem około 10.000(!) wodospadów. Z moich obserwacji, drugie tyle jest tych nie posiadających swojej nazwy.
Ze szczytu wzniesienia po raz kolejny naszym oczom ukazuje się niesamowita panorama majestatycznych plaż i góry przy kempingu Hlodavik.
Tego dnia spotykamy na szlaku kilkadziesiąt ludzi. Nacje różne - Francuzi, Holendrzy, Niemcy, Rosjanie.Polaków nie spotkaliśmy.Spotkaliśmy za to lisy polarne, a jeden pozował do zdjęć jak król lew ;) Obok polarnego niedźwiedzia, lis jest najdalej na północ występującym ssakiem lądowym. Trzeba przyznać,że wygląda uroczo, a tak naprawdę jest w stanie wytrzymać w temperaturze do minus 80 stopni (!)
W górach jest oczywiście bardziej rześko i wskazana jest kurtka oraz czapka. Warunki jednak dalekie od ekstremalnych.Zaczynamy zejście w dół.Z daleka widać skalne formacje. Może nie są jak osławieni australijscy apostołowie, ale skały naprawdę robią wrażenie.Zatrzymujemy się na dłuższą chwilę. Swoje legowiska mają tu ptaki.
Poniższa formacja na pierwszy rzut przypominała mi ślimaka. A jeśli ktoś ma jakieś inne skojarzenia.... ;)
Schodzimy na kamienistą plażę, po czym wymagana jest mini-wspinaczka przy użyciu liny. Krótki filmik: http://vimeo.com/229192941
Niedługo później docieramy do Hofn. Tu także jest schron oraz spory jak na Hornstrandir kemping z informacją turystyczną (!). Zostajemy tu na noc.
c.d.n.Dzień 7.
Ten dzień to wyprawa w miejsce, które jest niejako wizytówką całego Hornstrandiru. Chodzi o kilkusetmetrowe, pionowe klify, które możemy znaleźć na broszurach zachęcających do odwiedzin półwyspu. Część turystów płynie tu łodzią z Isafjordour na kilkugodzinny trekking. Położenie kempingu w Hofn stwarza możliwości, by zostawić tam większość ekwipunku i przemaszerować na lekko z popołudniowym/wieczornym powrotem na kemping. My jednak pakujemy się z całością, planując, by na koniec dnia dotrzeć do Latravik.
Ruszamy z kempingu w Hofn i po raz pierwszy pogoda nie do końca nam sprzyja. Klify są bowiem skąpane w gęstej mgle. Ale nie narzekamy, w końcu to Islandia, nadal nie ma deszczu ani porywistego wiatru, który jest jakby nie patrzeć "basic weather" na wyspie. Na początek około kilometrowy odcinek po wydmach, po czym wypada zdjąć buty i przeprawić się przez rzekę.
http://vimeo.com/229308833
Jak widać na filmiku, woda max do kolan i bez nurtu, a więc idealne na poranne pobudzenie krążenia ;) Przechodzimy kamieniste plaże i powoli zaczynamy wspinaczkę. Mgła nie ustaje, ale w górach mamy za to najbliższe spotkanie z lisami.
Idąc tropem pewnej piosenki, która ma 686 milionów wyświetleń na youtubie, przez całą wyprawę zastanawialiśmy się jakie odgłosy wydaje z siebie lis. No bo przecież nawet małe dzieci wiedzą, że pies robi "hau", kot "miau", krowa "muuu" i tak dalej ;) Ale lis? A tym bardziej polarny?
http://www.youtube.com/watch?v=jofNR_WkoCE
No i cóż - dochodząc do refrenu piosenki, poniekąd możemy potwierdzić wersje artysty, choć są to odgłosy, które trudno opisać słowami. Lisy spotkane tego dnia na szlaku, są młodymi osobnikami, bawią się ze sobą, co jakiś czas ryją w ziemi bądź jedzą resztki jakieś martwego ptaka. Liski, jak zresztą widać na filmiku poniżej, nie są płochliwe.
https://vimeo.com/229323095
Nie wszystko widać przez mgłę, która jednak w ciągu dnia lekko odpuszcza, a chwilami nawet ustępuje słońcu. Tu każda skałka tętni życiem. Alfred Hitchcock śmiało mógłby kręcić tu sequel "Ptaków".Z kolei moja wyobraźnia, która wybiegła na temat pływania pod klifami kajakiem stwarzała potrzebę posiadania parasola - pancerza, którzy chroniłby przed ptasimi bombami z kilkuset metrów.
A jakie ptaki można tu spotkać? Ponad 50 gatunków z maskonurami na czele. Jako,że nie chce robić tu opcji kopiuj/wklej, @lesna8 - może pomożesz? ;)
Dla osób mających lęk wysokości, spacer przy klifach może być dość traumatycznym przeżyciem. Najwyższy z nich - Hornbjarg wznosi się 534 m. n.p.m. Przed laty wiele osób tu ginęło podczas zbierania ptasich jaj.
Znajdujemy się niemalże na skraju koła podbiegunowego - N66° 27' 41.219" W22° 26' 25.161". Wokół nas mnóstwo kwiatów, a konkretnie żółtych kaczeńców i nie tylko. Roślinność przebujna jak na Islandię, przez wielu nazywana tu arktycznym Edenem.
W ciągu dnia spotykamy ludzi z jachtu, który stał na kotwicy nieopodal. Podczas przerwy nawiązałem b. miłą pogawędkę z załogą, która za 3 dni miała dotrzeć na Grenlandię,a konkretnie do fiordów Scorebysund i niejako stolicy wschodniej Grenlandii o pięknej i łatwej do wymówienia nazwie Ittoqqortoormiit ;) Załoga międzynarodowa, a sam jacht (wizualnie pełen old-school) pod holenderską banderą.
Robi się dość późno i wiemy,że nie ma sensu iść tego dnia do Latraviku. Postanawiamy zatoczyć pętlę i rozbić się jako jedyni namiot na kempingu w Hornviku.
Mapka:
Ostatnie 2 dni wyprawy. Czas powoli wracać, choć już wiemy, że jak zawsze ciężko będzie pożegnać się z Islandią, i to jeszcze w takim wydaniu. Gdy pytałem przed paroma laty jednego Islandczyka, gdzie na wyspie w jego opinii jest najpiękniej odpowiedział bez wahania:
Ostatni dzień marszu to trasa do Veileysurfjordour, skąd o 18.00 miała nas zabrać łódź.
Plecaki na koniec już całkiem lekkie, choć przez całą wyprawę nie były właściwie ciężkie.Restrykcje plus wcześniejsze noszenie kajaka chyba zrobiły swoje ;) Do Veileysurfjordour maszerujemy z niewielkimi przerwami 7 godzin, pół dnia po górę, by następnie schodzić w dół. W górach mamy sporo leżącego śniegu i wyjątkowo sprzyjający wiatr w plecy.
Sporadycznie trzeba przeskoczyć rzeczki po kamieniach lub w całości za jednym razem. Czasami wypada zdjąć buty, by nie ryzykować i mieć je nadal suche. Poniżej miało być salto ala Leszek Blanik i podwójny tulup, ale wyszło jak zwykle ;) Plecaki niejednokrotnie przerzucałem przed skokiem.
http://vimeo.com/229392519
Przez te wszystkie dni, uważam, że dość dobrze poznaliśmy półwysep. Zalecam nie robić mini-trasy w 3-4 dni, a przeznaczyć na Hornstrandir 6-7, a nawet i dwa tygodniej, jeśli dysponuje się taką ilością czasu. Wtedy obowiązkowo przejście przez Drangajokull - lodowiec na południe od Hornstrandir. Ponoć nie jest tu wymagany sprzęt alpinistyczny, opcjonalnie raki. Koniecznie krem z filtrem 50 plus okulary lodowcowe.
W zatoczce poza nami czekają na łódź dwie sympatyczne Czeszki z Pragi oraz para Francuz + Tajka (na oko). Ci drudzy ledwie dzień spędzili na półwyspie, nie wychodząc poza Veileysurfjordour. Nic dziwnego, dziewczyna była w dżinsach i czymś ala tenisówki. Totalnie nieprzygotowani. Oficjalnie mieli jednak wracać z Hesteyri, gdzie my zaczynaliśmy. Z tego co mówili, to co chwila gubili szlak i zdecydowali się na odwrót. Pewnie nie będą to ich wymarzone wakacje.
W Veileysurfjordour (czy próbujecie to wymówić? :P ) nie ma pomostu ani portu. Przypływa łódź, spuszcza na wodę ponton do którego wskakują piechurzy.
Z lądu odbiera nas chłopak łudząco podobny do Bjorna Lothbroka - syna Ragnara z serialu Vikings.
Mieliśmy lekki niedosyt, bo nie widzieliśmy na klifach maskonurów. Gdy łódź ruszyła - niespodzianka, leci maskonur, a potem drugi i trzeci. Superos! Ale żeby tego mało, podczas godzinnego rejsu powrotnego do Isafjordour, w zatoce pływa wieloryb i dwukrotnie zacnie eksponuje płetwę. Aparat i kamerę mamy już schowaną, a poza tym cytując Seana Penna z filmu o Walterze Mittym.
Dopływamy na wieczór do Isafjordour i wcinamy hot-dogi na stacji. Mamy opcję noclegu w guesthousie lub kempingu, który jest jednak kawałek drogi od portu. Wizja prysznica i łóżka po prawie 10 dniach wygrywa ;)
Nazajutrz, gdy otwierają Netto kupujemy cały chleb i momentalnie go zjadamy prawie w całości. Obchodzimy sklepy w Isafjordour i popołudniu kierujemy się w stronę lotniska.Trafiamy na mecz :P
Miejscowa drużyna nie ma litości i wygrywa 13-0. Ostatniego gola strzela chłopak, który zabierał nas łodzią dzień wcześniej (Bjorn). Stadion położony niezwykle malowniczo, a i pogoda niezmiennie dopisywała.
Poniżej filmik ze startu samolotu Air Iceland Connect w drogę powrotną do Reykjaviku. Dla bywalców z f4f może nie będzie aż tak fascynujący, ale mimo to polecam - przenieść się na chwilę na Fiordy Zachodnie ;)
http://www.youtube.com/watch?v=_xCc4DLQcWo
KONIEC :P
Z czasem napiszę parę słów podsumowania i kosztów.A póki co czas się powoli pakować, bo pojutrze wracam na Grenlandię :P
Oczywiście ;)
Czy tylko mi część zdjęć się nie wyświetla?Poprawione na ile się dało.Hostingi coś szwankują :(