+2
Antares 13 lutego 2019 19:38
Volubilis1.jpg



Volubilis2.jpg



Volubilis3.jpg



Volubilis4.jpg



Twierdza Mazagan była ostatnim bastionem Portugalczyków w Afryce. Zbudowano ją w 1541 roku i do 1769 roku pozostała jedyną nigdy nie zdobytą cytadelą – jej mieszkańcy zostali ewakuowani (do amazońskiej dżungli), a miasto oddano na mocy porozumienia. Marokańczycy nazwali je Al Jadida, czyli Nowe Miasto.
W twierdzy dobrze zachowała się Portugalska Cysterna – pierwotnie zbrojowna, później przekształcona w zbiornik na deszczówkę, która mogła przez kilka miesięcy zaopatrywać mieszkańców i była najpilniej strzeżonym punktem w mieście. Obiekt reprezentuje gotyk manueliński, ma kształt prawie idealnego kwadratu 33x34m, a w równych rzędach stoi 25 kolumn. W Cysternie utrzymuje się niewielką ilość wody tylko ze względu na turystów i ciekawsze zdjęcia.


Morrocco101.jpg



Morrocco102.jpg



Morrocco103.jpg



Morrocco97.jpg



Morrocco98.jpg



Kocioł emocji
Ze wszystkich odwiedzonych miast – pomimo krótkiego czasu, jaki mieliśmy do dyspozycji – potwierdziło się to, co kiedyś gdzieś zasłyszałam, ale nie przywiązywałam do tego zbytniej wagi. A mianowicie, że Marrakesz nie jest dla każdego. W żadnym innym mieście nie spotkałam się z taką nachalnością majfrendów, jak tu. Wyrastali spod ziemi i stawali przede mną jak ściana, a kiedy próbowałam ich ominąć – zagradzali drogę. Niektórzy zachowywali się jak lwy na polowaniu – upatrzyli ofiarę i próbowali odłączyć od grupy. W ciasnych uliczkach przy straganach nie było to ani trochę komfortowe. Ale po wyjściu na plac Jemaa el Fna nadal miałam wrażenie, że wokół czuć jakieś takie… napięcie? Bębniący muzycy gnaua, zaklinacze węży grający na fujarkach, treserzy małp, szarlatani rzucający czary i uroki, hałas rozmów, gąszcz głów – w tym kozich na talerzu, naganiacze. To wszystko w jednym miejscu było jak wielki garnek z wrzącą zupą wątpliwego składu. Gdyby tylko pojawiła się iskra, równie dobrze cała medina mogłaby od tej zupy w jednej chwili pójść z dymem.
Zamiast tego, w pewnym momencie pojawił się stragan z herbatą piernikową (w końcu coś innego, niż przesłodzona zielona z miętą!) - napój z dodatkiem imbiru, niby nic wielkiego, ale to podawane do niej ciasto było niespodzianką. Do malutkiej szklaneczki herbaty, na malutkim talerzyku podano mi małą porcję ciasta nabieranego łyżką jak gałkę lodów. Każdy kolejny kęs tego ciasta i każdy kolejny łyk herbaty potęgowały nawzajem swój smak. Na początku wydał mi się ostry, ale z każdą chwilą coraz lepszy. I po paru minutach coś tak prostego sprawiło, że wszystko wokół stało się przyjemniejsze. Takie czary.


Marakesz1.jpg



Marakesz2.jpg



Marakesz3.jpg



Marakesz4.jpg



Marakesz5.jpg



Marakesz6.jpg



Reklamacja Janusza i Grażyny
Gdyby pojechali z nami, mieliby co najmniej dwa bardzo poważne powody do złożenia reklamacji na tą wycieczkę.
Po pierwsze: z Casablanką jest wszystko nie tak.
- Humphrey Bogart nigdy nie był w Casablance.
- Ale że co??? Że jak??? Co też pani opowiada?! Jak pani w ogóle może…
Ano, zdjęcia do jednego z najsłynniejszych filmów na świecie kręcone były w studiu filmowym w USA. Casablanka mogłaby nieźle zarabiać na promocji, ale nigdzie (słownie: nigdzie) nie ma ani jednej tablicy, ani jednego kamienia, ani jednego śladu wskazującego na to, że ta historia działa się właśnie tutaj: o, widzicie, tu jest Poczta Główna, on tu na tej poczcie do niej listy słał… Albo: o widzicie, tutaj do tej kawiarni Rick przychodził gazetę czytać… Dla Casablanki „Casablanka” nie istnieje.
Na dodatek nowy meczet nie stoi na wodzie, a pod jego podłogą nie widać oceanu. Usłyszałam o pracach naukowych m.in. z Uniwersytetu Jagiellońskiego, które powtarzają tą tezę. W internecie też się powiela tą informację, jednak niewielu wspomina o tym, że meczet ma otwierany dach, niczym na stadionie. Najwyraźniej żaden z autorów tych tekstów nigdy nie odwiedził tego miejsca.
Poza tym Casablanca jest chyba najbardziej europejskim miastem Maroka. Do tego stopnia, że latem Marokanki chodzą jeszcze bardziej roznegliżowane, niż kobiety na starym kontynencie… Przez moment zastanawiam się, jak by to miało wyglądać, ale moja wyobraźnia nie może sobie z tym poradzić. Dobrze, że jest styczeń. 8-)

Po drugie: bociany w Szalla (fr. Chellah)...
Dojeżdżamy pod ogromną bramę, przed którą witają nas potomkowie, czy może pociotki muzyków gnaua. Szalla to rozległy, aczkolwiek zaniedbany kompleks ruin, zamieszkały przez kolonię bocianów. Jest tu kilka grobowców marabutów (muzułmańskich odpowiedników świętych), do których pielgrzymują kobiety, które nie mogą zajść w ciążę. Magiczną moc podobno posiadają również węgorze, które hoduje się w ukrytym za drzewami basenie (pozostałość ze starożytnego systemu wodociągowego). Na terenie kompleksu znajduje się też ogród, założony za czasu protektoratu francuskiego.
I w tych okolicznościach przyrody zaczyna się dyskusja z przewodniczką:
- O, nasze boćki! Niedługo będą wracać do Polski.
- Nie, te bociany nie latają do Polski. One tu są cały rok.
- Jak to nie?! Przecież wszyscy wiedzą, że bociany tu są tylko na zimę.
- Ale te nie, te zostają cały rok w Maroku. To są marokańskie boćki.
- Ale jak to nie…
Oczywiście towarzystwo drąży temat, na szczęście ze zrozumieniem i poczuciem humoru.


bocki4.jpg



bocki1.jpg



bocki2.jpg



bocki3.jpg

Plany filmowe
Stałam w ruinach Szalla, a nad głowami przelatywały bociany – w sumie to chyba pierwszy raz miałam okazję obserwować większe ptaki na wolności i to z niewielkiej odległości. Gody jeszcze się nie zaczęły, więc wokół było dość cicho i spokojnie. Bocianie długie szyje, ruiny… i jakoś moje myśli same pobiegły w stronę Harrenhal z „Gry o tron” (no co, proporcje tylko ciut inne :P ).
Ale na prawdziwy plan zdjęciowy też przyszedł czas – Essaouira (czy jak kto woli As-Sawira) jest obecna w „Grze o tron”. Jak wyjrzeć za mury, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że tylko smoków brakuje.


Morrocco115.jpg



Morrocco116.jpg



Morrocco118.jpg



Morrocco120.jpg



Tutaj powstały również zdjęcia do „Królestwa niebieskiego” i „Aleksandra”. A z historii bardziej współczesnych, podobno w tym samym miejscu całkiem niedawno jeden z turnusów mógł podglądać m.in. Keanu Reeves’a z ekipą, jak kręcili „Johna Wicka”.


Morrocco113.jpg



Smoków nie ma, ale też jest fajnie – mewy z rana jeszcze niegramotne, a może lekko już poddymione porannymi oparami marihuany? Essaouira znana jest od tej „mglistej” strony. Na plaży jestem dość wcześnie, ludzi raczej nie ma, ale mam wrażenie, że ta charakterystyczna woń jednak skądś do mnie dociera.


Morrocco127.jpg



Morrocco124.jpg



Morrocco125.jpg



Więcej filmów kręconych w Maroku można wymienić przy okazji wizyty w Warzazat, gdzie parę lat temu już powstało duże studio filmowe (ale to nie na tą wycieczkę). Wszystko dlatego, że jedną z wielu zalet Maroka jest dobre światło do zdjęć. Można nawet czasem trafić ciekawe wschody i zachody słońca.


Morrocco85.jpg



Morrocco84.jpg



A teraz zagadka: w jakim filmie zagrały te schody? 8-)


Morrocco80.jpg



Jeszcze Wam pokażę
Budowanie naj- (największego i najlepszego) na kontynencie afrykańskim nie ogranicza się tylko do piramid w Gizie. Władcy Maroka też chcieli się wykazać i w sumie nie ma się co dziwić, bo warunki ku temu były i są.
Wspomniałam już pozostałości niedokończonego meczetu w Rabacie i mauzoleum Hassana II, jak również nowy meczet w Casablance na 130 tys. wiernych.
Do listy można dopisać choćby dwa obiekty w Meknes: spichlerz i stajnie na 1200 koni (nie, nie, więcej zer nie będzie – to legendy). Ze stajni ostały się tylko mury zewnętrzne i ogromne kolumny, więc znowu musimy uruchomić wyobraźnię, albo po wyjściu z budowli przejść wzdłuż ulicy i sadzawki, skąd jest trochę lepsza perspektywa.
Budowle wzniesione zostały na zlecenie krwawego władcy Mulaj Ismaila. Ogrom przedsięwzięcia oczywiście pociągnął za sobą wiele ofiar – to był obóz pracy dla niewolników, chrześcijan i jeńców wojennych, za kromkę chleba dziennie. Nikt nie przejmował się ich losem i gdy opadali z sił, byli ścinani przez samego Mulaj Ismaila, a ich ciała stawały się elementem muru.


Morrocco54.jpg



Morrocco56.jpg



I moje osobiste naj – najbardziej wyczekiwane miejsce, najsłynniejsza i najważniejsza wizytówka Fezu, największa i prawdopodobnie też najstarsza na świecie - garbarnia Szawara (fr. Chouwara). Miejsce, gdzie zatrzymał się czas i gdzie zawód wciąż przechodzi z ojca na syna. Dzięki temu, że nie jest to pora upałów i nie ma większego wiatru, można spokojnie posiedzieć na tarasie i się przyglądać. Nawet gałązka świeżej mięty, którą wręczają turystom przy wejściu, nie jest w tym momencie niezbędna.


garbarnia3.jpg



garbarnia2.jpg



garbarnia.jpg



Wycieczka z biurem podróży ma swoje wady i zalety. Ale dyskusje o wyższości podróżowania na własną rękę były i nadal będą się toczyć - a wszystko przecież i tak zależy od indywidualnego nastawienia i od oczekiwań, jakie wiążemy z wyjazdem. Gdybym powiedziała, że żałuję, skreśliłabym wszystko, co widziałam i chcę zapamiętać. Nie, nie żałuję, było całkiem fajnie i to z pewnością też zasługa świetnej przewodniczki. Czy teraz zacznę jeździć z biurem, zamiast na własną rękę? Nie sądzę! :) Ale też nie wykluczam, że kiedyś znowu skorzystam, bo skąd mogę wiedzieć...
Pewne jest to, że Maroko warto odwiedzić, niezależnie od trybu, jaki kto wybierze.

KONIEC

Dodaj Komentarz

Komentarze (13)

olajaw 13 lutego 2019 20:27 Odpowiedz
Z biurem?!! :shock: Shame on you! :D Ale.. dlaczego? Przecież Maroko to jeden z łatwiejszych krajów do samodzielnego zwiedzania, jak nie autem (najlepiej) to komunikacją lub z tubylcami - wszystkie opcje dowiozą Cię wszędzie ;) Pisz pisz, fajnie powspominać :) Uwielbiam tę ażurkową robotę z Marrakeszu ;)
antares 13 lutego 2019 22:51 Odpowiedz
No przecież biję się w pierś od pierwszego zdania. :oops: Dlaczego? Z kilku powodów, przytoczę dwa: koszty i bezpieczeństwo. Sporo słyszałam o gościnności i uczynności miejscowych, nawet przewodniczka to podkreślała wielokrotnie – i zapewne z tym samym przekonaniem pojechały tam w grudniu dwie skandynawskie turystki... Ja do swojej głowy jestem jednak bardzo przywiązana! :) Dodatkowo to był wyjazd w pojedynkę i uznałam, że nie warto za niego płacić najwyższej ceny. O kosztach jeszcze będzie na koniec.
antares 17 lutego 2019 20:33 Odpowiedz
Podsumowanie kosztów: cena samej wycieczki to ok. 2500zł i obejmuje przeloty czarterem (z bagażem rejestrowanym do 23kg), transfery, zakwaterowanie, wyżywienie HB, dopłata do jedynki, ubezpieczenie. Do opłacenia wykorzystałam zebrane punkty MyBenefit, więc ostateczny koszt był bardzo przyjemny. 8-) Do tego obowiązkowa składka 110 EUR na wstępy, audio guide itd. Kieszonkowe 100 EUR - biorąc pod uwagę, że wyżywienie jest w opcji HB, trzeba mieć przygotowane środki na trzeci posiłek, ewentualnie owoce, soki i inne przysmaki (w większości miejsc, gdzie jadłam, dowolny tajin kosztował ok. 70 dinarów). Jeśli ktoś planuje zakupy pamiątek w postaci wyrobów skórzanych, przypraw, medykamentów, nugatów, tajinów, olejów itd., to musi mieć przygotowany osobny budżet.
ewaolivka 17 lutego 2019 21:04 Odpowiedz
Bardzo fajne zdjęcia i opis! Podróże organizuję sama, ale w Maroku też byłam z Rainbow, kilka lat temu, opcja Południe. Też byłam bardzo zadowolona, choć jedzenie było raczej bezpłciowe (spodziewałam się dobrej, przyprawionej kuchni marokańskiej). Dużo zobaczyliśmy, zachęciłam się do kraju, ale jakoś wrócić nie mogę
novart 19 lutego 2019 05:08 Odpowiedz
Super zdjęcia...rewelacyjne opisy - dużo faktów wraz z własnymi odczuciami...aż chce mi się tam wrócić......to też się przyznam...też byłem tam z biurem podróży :D
raphael 13 marca 2019 19:11 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja. Taki trochę witraż wrażeń + przewodnik w jednym :) to dobrze.
d4fc4 28 marca 2019 08:17 Odpowiedz
„Zabiłaś mi ćwieka” tą swoją relacją. Brałem pod uwagę wyjazd do Maroka na objazd z Rainbowa, ale na „Magiczne Południe” (w zeszłym roku widziałem w ofercie Last Minute kupić taką wycieczkę już za 1200 zł! - za taką cenę lub nawet niewiele większą ciężko by mi było ogarnąć loty, zakwaterowanie, wyżywienie HB, transfery i ubezpieczenie). Oglądając Twoje zdjęcia muszę się mocno zastanowić nad kierunkiem.
gecko 28 marca 2019 08:43 Odpowiedz
@AntaresTak z ciekawości - jak wygląda wyżywienie na takim all inclusive? :D Podają Ci chociaż to zjedzenia coś lokalnego, czy ziemniaki i schabowe, co by Janusz i Grażyna czuli się jak w domu? :lol: sorry, jeśli wspominałas o tym w relacji i gdzieś nie doczytałem
antares 28 marca 2019 17:06 Odpowiedz
@gecko wyżywienie w opcji HB wspomniane kilka postów wyżej, w podsumowaniu relacji. Śniadania we wszystkich hotelach francuskie, czyli w większości na słodko. Wędliny uświadczysz tylko jeden rodzaj, najbliżej jej chyba do mortadeli. Ser raczej biały, niż żółty, no i dżemy. Sporo sałatek warzywnych też. Obiadokolacje zróżnicowane - niemal w każdym hotelu można było dostać ciecierzycę, czy ryż z rodzynkami, jakieś mięso w sosie raczej z ichniejszymi przyprawami. W jednym chyba była ta ich zupa z fasolki (nie pamiętam teraz, jak się nazywała). Schabowego nie kojarzę, ale 1-2 hotele serwowały również jakiś makaron na ciepło, więc i Janusz z Grażyną mieli szanse być ukontentowani. :) @D4fc4 Osoby, które były na obu wycieczkach, mówią tak: Cesarskie Miasta to zwiedzanie, Magiczne Południe to podróż. Na Południu przez 5 dni nie ma dostępu do większego miasta z bankomatem, a co za tym idzie, pewnie do wielu innych udogodnień. Za to droga potrafi się ciągnąć godzinami przez cudowne pejzaże. Nie wiem, bo nie byłam. Ale tak mówili. :)
antares 3 listopada 2019 19:25 Odpowiedz
Zauważyłam, że nikt się nie podjął odgadnięcia zagadki ze schodami. Dla fanów MI oraz miłośników szybkich samochodów - pościg zaczyna się w Rabacie koło twierdzy, a kończy na placu przed meczetem... w Casablance. :lol: https://www.youtube.com/watch?v=WvVOg2urJRI
grzes830324 8 stycznia 2020 11:10 Odpowiedz
antares@gecko wyżywienie w opcji HB wspomniane kilka postów wyżej, w podsumowaniu relacji. Śniadania we wszystkich hotelach francuskie, czyli w większości na słodko. Wędliny uświadczysz tylko jeden rodzaj, najbliżej jej chyba do mortadeli. Ser raczej biały, niż żółty, no i dżemy. Sporo sałatek warzywnych też. Obiadokolacje zróżnicowane - niemal w każdym hotelu można było dostać ciecierzycę, czy ryż z rodzynkami, jakieś mięso w sosie raczej z ichniejszymi przyprawami. W jednym chyba była ta ich zupa z fasolki (nie pamiętam teraz, jak się nazywała). Schabowego nie kojarzę,:)
schabowego nie będzie bo to muzulmanski kraj więc schweinekottlet = nein ! :D zupka z fasoli a raczej ciecierzecy to harrira - bardzo dobra i rozgrzewająca :-) bardzo przyjemna trasa, robilem podobną z Eximem parę lat temu i byłem zachwycony.
grzes830324 8 stycznia 2020 11:41 Odpowiedz
antares@gecko wyżywienie w opcji HB wspomniane kilka postów wyżej, w podsumowaniu relacji. Śniadania we wszystkich hotelach francuskie, czyli w większości na słodko. Wędliny uświadczysz tylko jeden rodzaj, najbliżej jej chyba do mortadeli. Ser raczej biały, niż żółty, no i dżemy. Sporo sałatek warzywnych też. Obiadokolacje zróżnicowane - niemal w każdym hotelu można było dostać ciecierzycę, czy ryż z rodzynkami, jakieś mięso w sosie raczej z ichniejszymi przyprawami. W jednym chyba była ta ich zupa z fasolki (nie pamiętam teraz, jak się nazywała). Schabowego nie kojarzę,:)
schabowego nie będzie bo to muzulmanski kraj więc schweinekottlet = nein ! :D zupka z fasoli a raczej ciecierzecy to harrira - bardzo dobra i rozgrzewająca :-) bardzo przyjemna trasa, robilem podobną z Eximem parę lat temu i byłem zachwycony.
londynia 8 stycznia 2020 11:41 Odpowiedz
Antares napisał:Sporo słyszałam o gościnności i uczynności miejscowych, nawet przewodniczka to podkreślała wielokrotnie – i zapewne z tym samym przekonaniem pojechały tam w grudniu dwie skandynawskie turystki... Ja do swojej głowy jestem jednak bardzo przywiązana! W Polsce jest okolo 300 morderstw rocznie i nikt sie nie obawia, a co do Maroka to gorzej jest w Tajlandi, na Wegrzech, w Lotwie niz tam:https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_c ... icide_rateWiadomo, zabicie nie Muzulmanina przez Muzulmanina w mediach ma ogormne znaczenie..Ale ciesze ze wyjazd odbyl sie bez problemów, tak jak dla 12 milionów turystów co odwiedzilo Maroko w 2018 8-)