0
hiszpan 18 maja 2023 23:01
Image

Spożywamy przygotowane dla nas śniadanie i robimy ostatni spacer po wiosce, obserwując jak żyją miejscowe rodziny. To wszystko są prymitywne namioty, płachty tkanin zasłaniające skromne posłania. Tu nikt nic nie ma do ukrycia

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Kobiety powoli przygotowują się do dojenia krów

Image

My zbieramy nasz obóz – musimy wyruszyć niestety wcześniej, John jest tutaj stanowczy – mamy te blokady wojskowe do przejechania, nie wiadomo ile nam zajmą czasu, przejedziemy przez Jubę i na popołudnie musimy dotrzeć do Bor, tam mamy umówioną łódkę na Nil.

Image

Nasz kucharz zgrabnie zbiera wszystkie śmieci do worka, patrzymy na to z aprobatą. Ale chwilę później bierze duży zamach i worek ląduje hen gdzieś daleko w krzakach! No to jest już szokujące! Pogadamy poważnie z Davidem jak go jutro spotkamy.
Czas pożegnać gościnny klan Mundari i ruszyć w dalszą drogę. Zanim dojedziemy do chińskiego asfaltu musimy przejechać mokradła i drogi gruntowe. Napęd na cztery koła przydaje się bardzo, w pewnym momencie już myślimy o pchaniu Toyoty przez błota ale finalnie nasz driver daje radę.

Image

Znowu asfalt. Mijamy dużą bazę chińską. To miejsce, gdzie składowane są wszystkie chińskie ciężarówki i jest wytwórnia asfaltu do budowy drogi. John patrzy na tę bazę niechętnie – no niby nam pomagają, budują te drogi ale nikt naprawdę nie wie co Chińczycy będą chcieli w zamian. W ich bezinteresowność nikt tu tak naprawdę nie wierzy.
No właśnie dotknęliśmy jednego z dużych problemów Afryki. Obecność Chińczyków i ich parcie na zdominowanie wielu sektorów lokalnych gospodarek i źródeł surowców.

Jakie jest nastawienie miejscowych? Mieliśmy ciekawy przykład dzień wcześniej w Ugandzie. Musieliśmy zanocować w Entebbe bo samolot do Juby był z samego rana a przylecieliśmy z Arushy wieczorem. Na kwaterę wiózł nas wysłany przez hotel samochód ale nie byliśmy jedynymi pasażerami. Kierowca zabrał też Etiopczyka, który nocował w tym samym hotelu. Sam zagaił rozmowę jeszcze przy terminalu. Zapytał skąd jesteśmy i z dumą zaczął opowiadać – zobaczcie, będzie nowy terminal w Entebbe. Budują i finansują go Chińczycy. Bo wiecie, ja jestem socjalistą i socjalizm jest teraz bardzo potrzebny Afryce – zdębiałem, grzecznie go pytam czy właśnie sądzi, że Chińczycy to naprawdę socjaliści? – oczywiście, wprawdzie nigdy nie byłem w Chinach ale to na pewno socjaliści tak jak ja. Studiowałem we Włoszech więc wiem, jak wygląda kapitalizm. Wy w Polsce też macie kapitalizm amerykański ale na pewno pamiętacie dobre czasy socjalizmu. Chiny robią teraz dużo dobrego dla Afryki, dla Ugandy i Etiopii też oczywiście więc na pewno są socjalistyczne i będą wszystkim pomagać w duchu socjalizmu.

No i mamy odpowiedź. Żadna głębsza dyskusja z nim nie była już możliwa. Pełna indoktrynacja, którą skądś znamy na naszym podwórku. Nie przyjął argumentu, że według mnie Chiny to właśnie najbardziej kapitalistyczne i agresywne państwo świata i zamierza podbić sobie Afrykę i potem rządzić nią jak się będzie im podobać. Jaki socjalizm? Co ten gościu wygadywał, myślałem, że takie myślenie to może jeszcze na Kubie i Korei Północnej a nie u wykształconego Etiopczyka.

Już John ma chyba większy instynkt samozachowawczy.

O dziwo wczorajsze blokady udaje nam się pokonać w całkiem rozsądnym czasie. Nie ma już tego ciśnienia wśród wojskowych co dało nam wczoraj popalić. Po prostu John idzie pogadać chwilę i bach - sznurek blokady opada przed nami, można jechać dalej.
Wracamy do Juby, musimy przejechać most na Nilu, są obecnie dwa, bardzo mocno pilnowane przez wojsko. Co oznacza brak możliwości dobrych zdjęć.

Image

Ale Johnowi też trochę schodzi ciśnienie i pozwala na kilka zdjęć ulicznych przez przednią szybę – no łaskawca normalnie. Ruch w Jubie jest mega chaotyczny, no trudno się też jeździ takimi gruntowymi ulicami, które nie są równe. Bardziej niż na inne samochody i motorki uważamy na dziury i kałuże.

Image

Image

Image

Chłopaki zostawiają nas w restauracji jeszcze jednego hotelu dla bogatych, jest czas na wifi i przepłukanie gardła ugandyjskim piwem. Ochroniarze pilnują wjazdu a za bramą hotel znowu wygodna i bezpieczna enklawa. Ale niesamowity kontrast parę godzin po naszej wizycie wśród pierwotnych Mundari.
John wraca za pół godziny już bez kucharza i gratów biwakowych. Pakujemy się w trasę do miejscowości Bor nad Nilem Białym. Kolejna wyprawa w nieznane….

c.d.n.- Zobaczysz, będą do Sudanu Południowego przyjeżdżać rzesze turystów, mamy wspaniałe atrakcje przyrodnicze takie jak Park Narodowy Boma, jest tam dwa razy więcej zwierząt niż Serengeti w Tanzanii, mamy niesamowite krajobrazy, góry w których wytyczymy szlaki turystyczne, widzieliście dziś rozlewiska Nilu, jedne z największych w Afryce , ptactwo, papirusy, hiacynty no i wreszcie plemiona, Mundari, Dinka, Latuka, sama egzotyka - Nuang zapala się coraz bardziej. Siedzimy w kantynie hotelu, w którym zatrzymują się głównie pracownicy organizacji pomocowych, szumnie nazwanego Park Palace w Bor. Nuang również pracuje dla Davida, jest lokalnym Dinka i jednocześnie przewodnikiem po Sudd Swamp, wielkim podmokłym obszarze bagiennym wzdłuż Nilu na północ od Juby, ciągnącym się aż do granicy z Sudanem.

Nuang ma tę pracę od niedawna, bardzo chce coś zrobić więcej, wierzy, że turystyka to przyszłość, choć odległa, tego regionu. Tak jak John, również był w Kenii, wrócił do Sudanu Południowego i próbuje swoich sił w trudno rodzącym się przemyśle turystycznym. Patrzę na Johna, wzdycha lekko, już siedzi w tym biznesie wystarczająco długo – Park Narodowy Boma jest od lat zamknięty, nie ma tam żadnej działającej infrastruktury turystycznej. Może będzie można wynająć samolot w Jubie i polatać nad zwierzętami w parku ale będzie to koszmarnie drogie. Nie mamy dróg, dojazd wszędzie zajmuje całe wieki. Na razie możemy Wam zaoferować tylko to, kilka wiosek plemiennych i Sudd – Nuang smutnieje ale dalej ciągnie pomysły na bardziej masową turystykę w Sudanie.

Jesteśmy w Bor, 4 godziny drogi od Juby. Miasto znane jako epicentrum ruchu wyzwoleńczego i uzyskania niepodległości przez Sudan Południowy a także miejsce zamieszek podczas wojny domowej w 2013 roku pomiędzy Dinka i Nuerami. Nil rozlewa się tu bardzo szeroko tworząc wiecznie zmieniające się kanały, pływające wyspy, bagna i trzęsawiska. Głębokość wody nie przekracza 4 metrów więc rzeka w tym miejscu nie jest żeglowna dla dużych statków towarowych.

Dojazd tu też nie był łatwy. Ruszyliśmy około południa z Juby, chłopaki po drodze odwiedzają znajomy zakład wulkanizatorski i pożyczają oponę na zmianę – jak nam się koło uszkodzi to kaplica, na trasie rzadko kto jeździ aby nam pomóc.

Image

Oczywiście przy wyjeździe w kierunku na Bor stoją znane nam już wojskowe blokady. Ale mamy dziś chyba szczęśliwy dzień. John idzie pogadać, chłopaki klepią się po plecach i sznurek z butelkami z piaskiem ląduje na ziemi. Wow, jaka odmiana. Na drugiej blokadzie nawet nie wychodzimy z samochodu.
Droga miejscami jest asfaltowa, cały czas w budowie więc piękne odcinki po twardej nowej nawierzchni mieszamy z typowym off-roadem objazdów budowy. Nie jest gotowy jeszcze żaden most więc zdarza nam się przekroczyć rzekę przez bród. Stado dzieci pierzcha z wody tuż przed maską.

Po około godzinie jazdy zajeżdżamy do Mongalla. Typowy bazar uliczny w centrum wioski. Chłopaki zamykają nas w samochodzie i idą kupić coś do jedzenia i picia. W międzyczasie interesuje się nami uzbrojony żołnierz. Puka przez szybkę, trochę nie wiemy co robić. John na szczęście wraca i wdaje się z nim w rozmowę. Po chwili informuje nas, że musimy go podwieźć do pobliskiej bazy, jakieś 15 kilometrów – no musimy, rozumiecie chłopaki – no tak, nie ma dyskusji z uzbrojonym żołnierzem. Dosiada się do nas z karabinem na kolanach.
Na szczęście jego baza jest nam po drodze i nawet wesoło odmachuje nam wysiadając.

Przecinamy Park Narodowy Bandingilo, droga tutaj zbliża się mocno do jednej z odnóg Nilu Bialego.

Image

Image

Niestety oprócz ptactwa nie widać żadnych dzikich zwierząt na terenie parku.

Nagle nasz kierowca gwałtownie zjeżdża na pobocze i zatrzymuje się w obłoku kurzu. Patrzymy, na drodze przed nami coś jedzie całą szerokością asfaltu. Widzimy dwa pickupy obsadzone żołnierzami z centralnym karabinem na pace, jadą obiema stronami jezdni, potem dwa czarne landrovery, limuzyna i znowu dwa pickupy z żołnierzami – żadnych zdjęć chłopaki – ostrzegawczo woła John. Przejechali na pełnym gazie. – to był gubernator prowincji Jonglei, gdzie leży Bor. To jego firma buduje tą drogę a on rządzi w prowincji jak chce, to nerwowy gość, lepiej mu się nie narażać, należy do niego połowa miasta – mam w pamięci niejeden film przygodowy gdzie jechały takie konwoje z lokalnymi watażkami, chyba najbardziej przypomniał mi się „Pan życia i śmierci”. No ale tym razem było to na żywo.
W Bor nie ma żadnego asfaltu, podobnie jak w Jubie. Ale ruch uliczny jest praktycznie żaden. Zrzucamy graty w Park Palace. No ładny ten hotel.

Image

Na recepcji wiszą dwa wielkie zdjęcia – Johna Garanga, bohatera narodowego uzyskania niepodległości, pierwszego prezydenta Sudanu Południowego oraz obecnego prezydenta, jego następcy Salvy Kiir Mayardit. Aktualny prezydent wszędzie portretowany jest w wielkim kowbojskim stetsonie, którego podobno dostał od samego Georga Busha.
Mamy szczęście, przez konflikt na północy, gości jest mniej i mamy dwa osobne, całkiem znośne pokoje z ciepłą wodą i przyborami toaletowymi i wygodnym łóżkiem z moskitierą.
Do przystani jest rzut kamieniem i wchodzimy na małą łódkę razem z Nuangiem, Johnem i lokalesem, który nie ukrywa radości z zarobienia dodatkowej kasy. To typowa rybacka łódka.

Image

Wypływamy na Sudd. Jest piękne popołudnie, płyniemy na północ co chwila zmieniając odnogi i lawirując pomiędzy pływającym wszędzie zielskiem.

Image

Image

Image

Jest prześlicznie, mnóstwo ptactwa lata dookoła – żurawie, pelikany i inne wodne ptaszki

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Spotykamy rybaków w miejscowych pirogach

Image

Image

Co jakiś czas pojawiają się charakterystyczne chatki – to domy Dinka, naszych współplemieńców – dumnie opowiada Nuang.

Image

Image

Image

Image

Image

Naszym celem jest jedna z pływających wiosek Dinka, którą zarówno Nuang jak i John często odwiedzają – mamy tutaj czasami turystów, głównie Arabów, którzy przyjeżdżają na łowienie ryb. Dzisiaj na kolację kupimy świeżą tilapię, w kantynie nam ją przyrządzą.

Image

Wioska jest malutka, mieszka tu jedna rodzina. Oczywiście po zejściu na ląd najpierw ostrożnie nam się przyglądają a potem jak zwykle dzieci ośmielają się podejść pierwsze. Znowu zaczyna się zabawa z fotografią i oglądaniem siebie na wyświetlaczach aparatów.

Image

Image

Dzieci wszędzie zachowują się tak samo. Ale tutaj już tak nie podnoszą charakterystycznie rąk imitując rogi krów jak Mundari

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dinka są tak samo rośli jak Mundari. Jednak wyglądają i ubierają się trochę inaczej.

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

cart 19 maja 2023 12:08 Odpowiedz
Musiało się coś zmienić od czasu zamieszek w Sudanie, bo my nie mieliśmy żadnych blokad.Ta droga do Chartumu to będzie za kilka lat, na razie asfalt kończy się przed Bor. Toyotka też wydaje się całkiem nowa - oni tam mają takie prosto wyglądające wersje afrykańskie. Mnie też się wydawało, że samochód ma ze 20 lat, a miał 2. Takie same mieliśmy w Etiopii.
jaco027 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
R - E - W - E - L - A - C - J - A
kalispell 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
Świetne! Chce się więcej!
cart 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
Super..., szkoda, że aparat trochę niedomaga i daje duże ziarno, ale klimacik jest :)
marcino123 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
czekam wielce na ciąg dalszy.
sudoku 20 maja 2023 23:08 Odpowiedz
Aż samemu chce się jechać.
dad 21 maja 2023 12:08 Odpowiedz
Świetnie się to czyta, normalny reportaż.- Hasło "Pij mleko będziesz wielki" jednak ma sens ;-)- Impreza musiała być niesamowitym przeżyciem. Dźwięki, zapachy, otoczenie. Dzisiaj coraz bardziej ciężko o autentyczne klimaty.- Może to lekko głupio zabrzmi, ale chyba trzeba w dzisiejszych czasach uważać z tymi gołymi zdjęciami dzieci... wiadomo że to wszystkie pięknie autentyczne jest, ale czasy są jakie są.- Zastanawiały mnie te łapówki na kontrolach. W zasadzie czemu miały służyć. Normalnie jak by nie dostali to co? Nie można wyjechać z miasta?Czekam na resztę relacji. Czytałem z wielką uwagą i zainteresowaniem od pierwszego już posta. Gratuluję stylu.
dmw 21 maja 2023 17:08 Odpowiedz
@hiszpan Jeżeli oni mogą mieć po kilka żon to znaczy nie są chrześcijanami, chyba że jest to jakiś mix religijno-kulturowy.
pabien 21 maja 2023 17:08 Odpowiedz
Mieszkasz w Polsce, to powinieneś sobie zdawać sprawę, że chrześcijaństwo ma liczne dewiacje
dad 21 maja 2023 17:08 Odpowiedz
O ile dobrze kojarzę to Słowo Boże nie zabrania Poligamii.No i fajnie to opisał Cejrowski w któreś książce, gdzie opisywał jak to jakiś ksiądz poszedł do dżungli i się zastanawiał, dlaczego ma powiedzieć teraz człowiekowi ze ma jedna z zon wyrzucić z domu, bo tak każde miłościwy Jezus... (coś w ten deseń)
kothson 21 maja 2023 17:08 Odpowiedz
Cejrowski w ogóle fajny gość, szczególnie przypadł mi do gustu odcinek w którym ścierał naskórek stopy tarką kuchenną.https://m.youtube.com/watch?v=FlwFmtr2j ... IHBpZXQ%3D
sudoku 5 czerwca 2023 17:08 Odpowiedz
@hiszpan Świetna i inspirująca relacja. Czy możesz się podzielić, jak ten wyjazd wyglądał od strony kosztowej?
hiszpan 6 czerwca 2023 17:08 Odpowiedz
Dotarcie do Juby samolotem to koszmarna kasa. Lecieliśmy najpierw do Arushy (trekking na Kilimandżaro) i część mojej ekipy wracała tą samą trasą przez Addis Abebę. Ja zmieniłem wylot powrotny na Jubę i wyszła dopłata ponad 1200zł tylko w Ethiopianie. Do tego przelot Uganda Airlines: 2 odcinki po 600zł każdy (z nocowaniem w Entebbe ale to już po taniości). Do tego fixer bierze też niemało, oczywiście musi opłacić pozwolenia, hotele, przejazdy no i łapówki - to kwota zależna od ilości dni i osób. Udało się trochę wynegocjować "dzięki" zamieszkom w Sudanie Północnym. Trzeba się liczyć z 1k usd raczej plus niż minus. Ale przez trzy dni w Sudanie oprócz trzech browarów po 3usd nie wydałem już ani grosza.
hiszpan 11 listopada 2023 12:08 Odpowiedz
Blisko pół roku po tej podróży mój towarzysz w końcu zebrał się i zmontował nasze filmy z tego wyjazdu. Nagrywane kamerką GoPro i moim Iphonem. Jest trochę komentarza więc polecam posłuchać, zobaczyć i poczuć jeszcze raz te niesamowite klimaty.Pierwsza część - Mundari:https://www.youtube.com/watch?v=nuEFRI3ja6Qi druga - wśród Dinka:https://www.youtube.com/watch?v=eUzdEwF_I_w
qba85 13 grudnia 2023 05:08 Odpowiedz
hiszpan napisał:Młodzi Mundari są niesamowicie wysocy. Przychodzą do nas 15-17 letni młodzieńcy którzy mają dobre 2 metry wzrostu!Potrafią wypić do 5 litrów mleka dziennie więc jest to na pewno jeden z czynników ich niesamowitej postury.No to może być tajemnica ich koszykarskich talentów 8-) wyprawa i relacja fantastyczne! Zazdroszczę i gratuluję! :)