Tu nie da się więcej napisać, nie da się nic powiedzieć mądrego...............
To bardzo ubogi region, nawet jak na Etiopię. I bardzo, bardzo niegościnny. Jest najcieplejszym miejscem na ziemi - średnia roczna temperatura to prawie 35 C. Tylko niewielki procent Afarów ma pracę (głównie w kopalni soli). Jeśli ktoś ma wielbłąda - może się uważać za szczęściarza....
Wschód słońca w Kotlinie Danakilskiej (widziany z wygodnego auta - wtedy jawi się, jako wyjątkowo piękny, prawda?.......
Jedziemy dalej. Coraz bliżej do Dallol.
Dallol to wulkan znajdujący się w jednym z najbardziej aktywnych tektonicznie rejonów na ziemi. Jest położony wyjątkowo blisko granicy z Erytreą. Przed wyjazdem oglądaliśmy wielokrotnie zdjęcia z tego rejonu (ba - byliśmy w nich zakochani
:D, ale, tak do końca, nie wiedzieliśmy, czego się możemy spodziewać. W głowach łomotały się tylko strzępki zdań zapamiętane z wczorajszej odprawy "nie oddalać się", "co najmniej 2 litry wody na głowę" i "nie chodzić po żółtym" (trzeba się było nie integrować tak aktywnie
:D (Hmmm...wodę mamy, oddalać się nie mam sił, tylko, do diabła, co to, to "żółte"? :/
:D Dallol trzeba odwiedzać jak najwcześniej rano z dwóch powodów, a każdy z nich związany jest ze słońcem. Po pierwsze, w porannych godzinach upał jeszcze aż tak nie doskwiera, po drugie - słońce nie razi ochroniarzy obserwujących granicę z Erytreą (później ochroniarze odmawiają wyjścia - gdy słońce świeci im prosto w twarz i nic nie widzą, nie są w stanie wykonywać swojej pracy). Dopiero po wyjściu z samochodów uświadomiliśmy sobie tak naprawdę z jakim ryzykiem ta wycieczka się wiąże (przepraszam, Mamo, jednak trochę Cię jakby okłamałam
:D Okazało się, że oprócz ochrony fizycznej (skauci), mamy też zabezpieczoną ochronę wyższej instancji. To nie jest żart - dołączył do nas człowiek, który, po przywitaniu się z przewodnikiem, cały czas się modlił, korzystając z małego niby-różańca. Nie mam pojęcia, jakiego był wyznania, wiem jednak, że ochrona, kierowcy i przewodnik darzyli go dużym szacunkiem, a gdy szczęśliwie powracaliśmy z Dallol, cały konwój zatrzymał się pod jedną ze skał na pustyni. Tam wysiadł na chwilę i pomodlił się dziękczynnie pod skałą...
Cała nasza grupa ruszyła za ochroniarzami. Początkowo - owszem, ciekawe wrażenie. Idziemy skałami, widok trochę jak księżycowy, ale to tyle. Jednak gdy wyszliśmy zza skał...
Po prostu odebrało nam mowę....
Zobaczyliśmy krajobraz księżycowy, magiczny, nieistniejący...Krater wulkanu wypełniają gorące, kolorowe baseny. A "żółte", to po prostu siarka, więc faktycznie, lepiej na tym nie stawać
:)
Takie twory znajdują się na samym początku. I dobrze - gdybyśmy zobaczyli je wracając, nie zrobiłyby już na nas żadnego wrażenia. A tak, to spędziliśmy tam dobrych kilkanaście minut, mówiąc : "Ach" i "Och"
:D
Księżyc.
Cóż mogę powiedzieć? Tego się nie da skomentować.....
To nie jest nieudolnie zrobione zdjęcie
:D To para unosząca się nad gorącym basenem.
W trakcie naszego zbierania się z szoku, ochroniarze podzielili się na grupki, niektórzy zajęli pozycje obserwatorskie na skałach, inni - zaganiali nas, żebyśmy się tak bardzo nie rozpraszali.
Ale tu naprawdę nie dało się "nie rozpraszać"
:D
W oddali widać porzuconą bazę amerykańską, w której wydobywano fosforan. Po bazie pozostały puste budynki (niestety, nie poszliśmy tam. To byłoby chyba już zbyt duże rozproszenie, jak na nerwy naszych ochroniarzy
:D i piękna, asfaltowa droga do Dallol, która podobno została wybudowana właśnie po to, aby fosforan transportować.
Chciałabym tylko dodać, że zdjęcia z tego miejsca wybierałam chyba z pięciu tysięcy, więc miejcie to na uwadze, proszę, nim pomyślicie "po cholerę dała tyle zdjęć"
:D Potraktujcie to jako ogromne ograniczenie z mojej strony, dobrze?
:D
Punkt obserwacyjny.
I, niestety, musimy wracać. Nie wiem, ile czasu tam spędziliśmy, bo po prostu chyba "urwał mi się film" z wrażenia :/
:D
Żegnaj, Dallol....A na horyzoncie kopalnia soli...
C.D.N.Bardzo Wam dziękuję za miłe słowa:) @dziabulek, moi poprzednicy trafili w sedno - tak to niestety wygląda. I powiem jeszcze, że choć wg mnie podczas całego pobytu na tym terenie było bardzo bezpiecznie, to jeszcze o niczym nie świadczy. Nie odważyłabym się nikomu powiedzieć "spoko, jedź, nie przejmuj się". Każdy musi sam zdecydować i ocenić ryzyko. Chociaż... Dla tych widoków naprawdę warto
:) @Maxima0909, podobno pobyt w Etiopii zmienia ludzi. Wcześniej myślałam, że to taki pusty zwrot, po prostu. Ale jednak to prawda. Zmienia. Pewnie każdego inaczej. Mnie, tak jak i Ciebie, sprowokował do myślenia - w taki głębszy sposób, "do wewnątrz". A od Etiopczyków nauczyłam się (mam nadzieję
:) większej pokory i pogody ducha. No i doceniania takich zwykłych, drobnych rzeczy
:)
Ostatnim etapem naszej wycieczki było, jak powiedział pan przewodnik, "zwiedzanie" kopalni soli. I nie była to przyjemna wycieczka...
Luksusowe auta zatrzymały się w zgrabnym rządku przy drodze. Ze środka wyskoczyła grupa roześmianych, dobrze odżywionych, no, może tylko trochę brudnych, białasów, aby pooglądać kolejną "atrakcję". Na ogromnej, płaskiej przestrzeni, pracowało na oko kilkuset Afarów. Niektórzy w grupkach, niektórzy - samotnie. Daleko, po horyzont, widać było pracujące grupy. Pełne słońce, potworny upał, nigdzie ani skrawka cienia. Gdzieniegdzie leżały wielbłądy, dając trochę cienia małym osiołkom, które skwapliwie wykorzystywały okazję i przytulały się do wielbłądzich boków.
Przypomnę - sztabka soli waży ok. 6,5 kg.
Nie mamy z tego miejsca za dużo zdjęć. Najzwyczajniej w świecie głupio nam było podchodzić do pracujących grup i przymierzać się do najciekawszych ujęć (O, tak - najlepiej byłoby złapać grymas zmęczenia na twarzy i ściekający pot...Nie wiem, wydało się nam to takie...wyzyskujące cudze emocje? Coś w tym rodzaju... Było nam głupio prosić o narzędzie do wykuwania sztabek i w udawanym wysiłku pozować do zdjęcia, którym można by się później pochwalić na Facebooku....Było nam głupio i po prostu jakoś wstyd........
W taki sposób Afarowie kruszą słoną skorupę na sztabki soli.
Praca w takim miejscu i w takich warunkach szybko człowieka wykańcza. Upał, wykraczający prawie poza granice wytrzymałości, zmęczenie fizyczne, szkodliwe opary...Średnia życia Afarów pracujących przy kopaniu soli, to trochę ponad 40 lat.
I jak wcześniej myślałam, że najgorszą pracą jest wędrowanie z karawaną soli, tak teraz zmieniłam zdanie. Afarowie to lud pasterzy, na pewno dużo łatwiej im przemierzać duże odległości, niż kopać, kopać, kopać.....
I po raz kolejny pojawia się pytanie : skoro program wycieczki obejmuje też kopalnię soli, to dlaczego moje pieniądze nie trafiają do tych, których praca m.in. mnie tu przyciągnęła? Skoro przewodnik zachęca do robienia zdjęć, trzymania młotka, pozowania z pracownikami, odrywając ich tym samym od własnych zajęć, czemu owa "atrakcja turystyczna" na tym nie zarabia?...
Sztabki przygotowane do zapakowania. To chyba przydział dla osiołka.
Przejeżdżałem po liście nieprzeczytanych, nic nowego, nic nowego, o relacja z Etiopii... W sumie tam się nie wybieram i mnie to nie interesuję i zaczynam patrzeć dalej.Chwila..."pestycyda"hm... Kurczaki... Bałkany... Chyba kojarzęZapinam pasy i jedziemy
:D
Wow wow wow!! Nastepna genialna relacja z Etiopii. Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy. Trzeba bedzie pomyslec czy nie uwzglednic Etiopii w planach na 2017
:D
Wojtas_88 napisał:Wow wow wow!! Nastepna genialna relacja z Etiopii. Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy. Trzeba bedzie pomyslec czy nie uwzglednic Etiopii w planach na 2017
:Ddokaldnie tez o tym pomyslalam
:)
Niesamowite miejsca! Zdjęcia są naprawdę niezwykłe, a tekst jak zwykle.. najwyższych lotów
:D Podziwiam Was za tę wyprawę, bo ja chyba bym się nie odważyła tam jechać, ale może kiedyś
:)PS. A już miałam się dopominać o kolejną część relacji
;)
@olajaw, @ewaolivka - bardzo Wam dziękuję za miłe słowa i naprawdę, naprawdę polecam Etiopię! Najlepiej szybko kupić bilet, nie zastanawiać się za bardzo i nie oczekiwać
:) Mnie trochę nastraszyły niektóre wypowiedzi w sieci, ale rzeczywistość i Briggs (od przewodnika) szybko mnie naprostowali
:) Żadna negatywna opinia/stereotyp z blogów, jak dla mnie nie miał odzwierciedlenia w rzeczywistości. Naprawdę - cudowny kraj i cudowni ludzie:) Cieszę się bardzo, że mogę o nim choć trochę opowiedzieć i pokazać:) (i mam taką małą nadzieję, że może kogoś jednak zainspiruję do wyjazdu:) (a, a jeśli to wszystko mało żeby Was zachęcić, to powiem Wam, drogie Panie, że na tym wyjeździe schudłam 4 kg
:D Pozdrawiam:*
Ja nie doszłam do etapu chusteczek, ale musiałam podtrzymywać opadającą dolną szczękę. @pestycyda masz magiczne pióro, godną pozazdroszczenia wrażliwość, a do tego jesteś babką z jajami. Jak Ty to robisz?
:-)(Nie)Cierpliwie
;-) czekam na kolejną dobranockę.
:-)
może wstyd się przyznać, ale rzadko czytam relacje,chyba dlatego, że informacje jak wygląda salonik, co podawali w samolocie albo ile kto ma wzrostu średnio mnie interesują,natomiast Twoje jest dla mnie kwintensęcją podróży,podziwiam, zazdroszczę i życzę powodzenia!
Wygląda to wszystko jaki film z gatunku S/F , krajobrazy iście nieziemskie, a do tego w oddali czają się jacyś "obcy", w każdej chili gotowi zrobić ziemianom krzywdę. W właściwie niebezpieczeństwo wynika ze strony Erytrejczyków czy ze strony tubylców. Porywają? Zabijają czy to może wszystko jednak trochę na wyrost?
Wygląda to wszystko jaki film z gatunku S/F , krajobrazy iście nieziemskie, a do tego w oddali czają się jacyś "obcy", w każdej chili gotowi zrobić ziemianom krzywdę. W właściwie niebezpieczeństwo wynika ze strony Erytrejczyków czy ze strony tubylców. Porywają? Zabijają czy to może wszystko jednak trochę na wyrost?
@pestycyda dobra, miałam nie komentować do momentu zakończenia relacji, bo szczerze powiedziawszy myśłałam, że poza tym że oczywiście podziwiam wybór kierunku podróży nie będę mogła niestety napisać, że mnie zainspirowałaś do podobnej wyprawy.. relacja pierwszych dni utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem za słaba w uszach na podbój takiej Afryki... nie to, żebym była salonowym pieskiem, ale ta bieda, brud, ścisk, ciągle unoszący się w powietrzu piach i absolutny brak zieleni to raczej krajobraz, którego bym nie udźwignęła... Nie doczekam jednak do końca relacji, żeby wrzucić swoje trzy grosze, bo wiem, że wszystkie komentarze motywują do dalszego pisania
:) więc pisz kochana, bo chociaż uświadomiłaś mi, że do Etiopii jeszcze nie dojrzałam to jednocześnie sprowokowałaś do myślenia i za to Ci dziękuję
:)
dziabulek napisał: niebezpieczeństwo wynika ze strony Erytrejczyków czy ze strony tubylców. Porywają? Zabijają czy to może wszystko jednak trochę na wyrost?Ostatni konflikt między Etiopią a Erytreą rozpoczął się w 1998 roku i dotyczył przebiegu granicy między tymi dwoma państwami. Tereny ze złotem pustyni czyli solą (na ziemi Afarów bryły soli nadal są środkiem płatniczym), złożami potasu i innych minerałów, powodują, że ten najbardziej niegościnny obszar ziemi, jest jednocześnie niezwykle atrakcyjny ekonomicznie. Dallol, ErtaAle z uwagi na bliskość granicy z Erytreą, wzdłuż której utrzymuje się napięcie, przyczynia się do wzrostu zagrożenia porwaniami i atakami grupy Al-Shabaab (kilka lat temu zabito 12 francuskich turystów, zdarzają się incydenty ostrzeliwania – odstraszania grup podróżników). Do tego wszystkiego mit o Afarach - dzikich, niebezpiecznych, bezwględnych, wojowniczych, mściwych mieszkańcach tego terenu. Prawda jest taka, żeby przeżyć w takim miejscu, gdzie z popękanej, wysuszonej ziemi wydobywają się różne, często szkodliwe dla zdrowia wyziewy, gdzie wydobywana ze studni słodka woda w kolorze kawy z mlekiem jest szczytem szczęścia, gdzie w najgorętsze dni w roku temperatura sięga 50 stopni, trzeba być niewątpliwie odważnym i twardym człowiekiem. Tylko najsilniejsi mogą przetrwać. Afarowie do dzisiaj walczą między sobą, porywają kobiety, zwierzęta, walczą o tereny z wodą. Całkowicie kontrolują ruch na swoim terenie. Mimo, że ostatnio jest już coraz mniej napaści na przyjezdnych, strach powoduje sama ich postawa, pełna dystansu do świata „obcego”, pełna dumy i godności. Myślę, że nie ma osoby, która wjeżdżając na teren Afarów, nie będzie czuć niepewności. Większość biur turystycznych oferujących podróże do Etiopii na swych stronach ma taką oto informację: UWAGA! Ze względów bezpieczeństwa na tę chwilę wszystkie wycieczki w rejon Danakil zostały zawieszone do odwołania. Nawet biorąc pod uwagę wszystko co powyżej, cały teren depresji Danakilskiej jest bez wątpienia jednym z ostatnich miejsc na ziemi, w którym odnaleźć możemy „własną legendę”…
Widze, że są dwie różne szkoły jeżdżenia etiopskimi autobusami i minibusami. My woleliśmy siedzieć z przodu, najlepiej w pierwszym rzędzie. Dzięki temu nie widzieliśmy tych wszystkich wymiotujących ludzi a tylko ich słyszeliśmy
:-) i na prośbę kierowców podawaliśmy tylko do tyłu torebki folioew...Zazdroszczę Danakilu, generalnie rzecz biorąc Etiopia to póki co jeden z moich top 3 w Afryce.
Cudowna relacja!!! Chociaz przyznam szczerze, ze nie jest to miejsce moich marzen, to wyglada naprawde interesujaco..! Niestety nie wiem jakie czary mary musialabym odprawic (chyba nawet Wasz szaman by nic nie zdzialal
;)), zeby namowic meza na taki kierunek...
;) Tak wiec pozostaje mi tylko czekac na ciag dalszy i zabrac sie na te wyprawe razem z Twoja relacja
:D
Jestem wielbicielką Twoich relacji - pewnie jak połowa tego forum
:-) . Oj, będziesz miała co opowiadać wnukom...
:lol: Ja penie nigdy nie wybiorę się na taką wyprawę, więc super że nas tam zabierasz. Dzięki.
pestycyda napisał:I nadszedł czas zemsty!
:D Sziro. Na środku injery
:D
:D
:D
:lol: Relacja REWELACJAŚwietnie napisane, bez nadęcia z poczuciem humoru i masą cennych informacji. Jest co czytać.DziękujęEch, cudowne zestawienie kolorów w Dallol. Ląduje na mojej mapie miejsc obowiązkowych do zobaczenia.
Jestem Twoją fanką.Relacja świetna -choć ta część świata jest nie dla mnie - ale czytam . Masz tak lekkie pióro, ogromne poczucie humoru i wszystko postrzegasz w jasnych barwach. No i baaaardzo lubisz ludzi. Nie piszesz czasem książek? Pierwsza kupię:)))
jak nie Maroko, to później Kurczaki a teraz Etiopia, ciężko zliczyć, który to już raz zaliczam opad szczęki pomieszany z wybuchami śmiechu i czytaniem Twojej relacji na głos dla lepszej połówki
:)Murowany kandydat na relację roku 2016
:) i sam już nie wiem, czy najlepsze czy najgorsze jest to, że każesz nam czekać kilka dni na kolejny "odcinek".W tym pkp do Lwowa, żądam autografu i wspólnego zdjęcia
;)
@pestycyda -Standardowo nie mogę doczekać się kolejnego odcinka
:D Przy czym Twoja relacja wciąga bardziej, niż "Moda na sukces", "Na wspólnej" i inne "Esmeraldy" razem wzięte
:mrgreen: A los rzeczywiście wciąga w swoje rozgrywki innych, ale cóż zrobić - bez tego wspomnienia nie byłyby takie pikantne!
;)
Ja wiedziałam, ja wiedziałam!! Że to będzie murowany kandydat na relację roku
:D
@pestycyda pokazujesz nam niesamowite miejsca, nigdy bym nie pomyślała, że Etiopia ma tyle do zaoferowania! dzię-ku-je-my
:D
@pestycyda Dziś rano okazało się, że skończyła mi się kawa. Jestem uzależniony od kofeiny, więc było ciężko. Na szczęście Twoja "palona kawa" zastąpiła mi filiżankę espresso
:)
Zacisk to pewnie ten na środkowym planie (ostanie zdjęcie), w białej czapeczce? Pod wodospadem Marcin (z lewej, w zielonym) i Pestycyda (z prawej, w białym) - Was poznaję. Ten w lewym rogu, w pasiaku, to pewnie okrutny przewodnik? Łoś
Skończy się tak, że wszyscy będą wypatrywali promocji tylko do Etiopii
:lol: Ten hipcio wymiata
:D @chaleanthite mam podobnie, w mojej głowie zaczęły powoli pojawiać się pytania typu: hmm ciekawe czy trzeba tam robić jakieś dodatkowe szczepienia, a ciekawe w jakiej porze najlepiej jechać.. itp itd
:D czyli tzw. zalążek podróży
:D
Maxima0909 napisał:@pestycyda dobra, miałam nie komentować do momentu zakończenia relacji, bo szczerze powiedziawszy myśłałam, że poza tym że oczywiście podziwiam wybór kierunku podróży nie będę mogła niestety napisać, że mnie zainspirowałaś do podobnej wyprawy.. relacja pierwszych dni utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem za słaba w uszach na podbój takiej Afryki... bla bla bla......
:oops: oj tam oj tam! przecież tylko krowa nie zmienia zdania
:twisted: no to może zorganizujemy jakąś forumową załogę? najpierw wesoły samolot a potem eksytujący podbój Etiopii śladami @pestycydy
;)
@olajaw, @igore - kto wie, ja nie mówię "nie"
;) Chociaż przyznam się Wam, iż zauważyłam chociażby po wyprawie do Peru, że jeśli chociaż parę dni nie spędzę nad ciepłą wodą pod palmami, to po powrocie do domu czuję się, jakbym w ogóle na wakacjach nie była... Ciężko więc będzie mi się zdecydować na wyprawę do krajów, które mi tego nie będą w stanie zaoferować... Jestem zepsutą kobietą
;)
pestycyda napisał:@pbak, no właśnie, trzeba wybrać, co dla kogo mniej stresujące
:) bardzo się cieszę, że Etiopia jest w Twojej ocenie tak wysoko. Ja się zakochałam i wróciłabym w każdym momencie
:) A te dwa pozostałe afrykańskie kraje?Sudan i Benin, ale to pewnie temat na osobna dyskusje
:-) A spotkanie z hienami zdecydowanie trwa dluzej niz pare minut, tu pewnie Marcin mial racje. My bylismy w Harrarze akurat na Sylwestra i po tym calym spektaklu przez cala noc zamiast huku fajerwerkow towarzyszylo namy przerazliwe wycie tych zwierzat. Wrazenie niesamowite.
Super relacja. Jedna z lepszych na tym forum! Sam niedługo będę jeden dzień w Addis Abebie. Czy ma Mercato ten pawilon z pamiątkami znaleźć można bez problemu? Może jakieś wskazówki?
Miałem nadzieję, że ta relacja nie skończy się tak szybko, gdyż każdy nowy wpis czytałem z wielką przyjemnością. Przekonałaś mnie i Etiopia ląduje baaardzo wysoko na liście moich miejsc do zobaczenia. Dziękuje
:)
Świetna relacja, jak zawsze zresztą. W ogóle muszę powiedzieć, że jakoś tak się składa, że do Twoich relacji mam osobisty stosunek (Tajlandia - słonie!). W przypadku Etiopii też tak jest, bo chociaż tam nie byłam, to dawno temu przeczytana książka o tym kraju w dużym stopniu sprawiła, że podróże stały się moją pasją. Jak byłam bardzo małym dzieckiem to namiętnie czytałam "W pustyni i w puszczy" i dzięki temu parę lat później rodzice kupili mi książkę "Śladami Stasia i Nel" o Egipcie i Sudanie, która ma też drugą część poświęconą Etiopii.Swoją drogą bardzo polecam, to jest reportaż z podróży do tych krajów z lat 50, kiedy jeszcze Afryka (nawet ta dość bliska Afryka) wydawała się taka odległa i niedostępna. Książka taka bardziej powiedzmy młodzieżowa, ale bardzo fajnie napisana, dowcipna a jednocześnie zawiera mnóstwo informacji, odniesień do historii tych krajów itp. Jest np cała dość niesamowita historia jedynej linii kolejowej w Etiopii, którą Wam nie udało się pojechać. W ogóle tak porównując to co widzę w Twojej relacji i to co pamiętam z tej książki, to przez te kilkadziesiąt lat tak wiele się w Etiopii nie zmieniło...(Marian Brandys "Śladami Stasia i Nel" oraz "Z panem Biegankiem w Abisynii")
pestycyda napisał:@pbak, hmmm....Sudan i Benin, mówisz? Brzmi bardzo zachęcająco - zwłaszcza, że to rekomendacja kogoś, komu również spodobała się Etiopia:) Napiszesz jakąś relację?Relacji niestety nie bedzie, z paru powodow ale glownie z braku czasu. Ale w razie pytan sluze pomoca, a zainteresowanym podesle linka do zdjec
:-)
Witam serdecznie
:) Ogłoszony konkurs na relacje roku zmobilizował mnie do przeczytania wszystkich nominowanych tekstów do nagrody. Jestem pod wrażeniem Waszej "wycieczki". W trakcie czytania Waszej lektury, przyszło do głowy mi kilka pytań, które chciałbym Wam - uczestnikom wyprawy zadać.Czy przed wylotem przygotowywaliście się jakoś "zdrowotnie" do wyjazdu? (szczepienia, jakieś lekarstwa i.t.p)Czy na miejscu musieliście się pilnować z jedzeniem i piciem? (możliwość zatrucia i inne choroby)Na co jeszcze musieliście uważać, zwracać uwagę? Czekam na odpowiedź i pozdrawiam
:)
@BartekzZabrza,mamy zrobiony standardowy zestaw szczepień. Jadąc do Harer zażywaliśmy malarone. Zawsze bierzemy ze sobą doxycyklinę, bo ma szerokie spektrum działania. Jak chodzi o jedzenie, to unikaliśmy injery, ale nie ze względów zdrowotnych
:D woda tylko butelkowana, tego bardzo pilnowaliśmy. Szkoda tylko, że zapomnieliśmy o tym, ze lód w napojach najczęściej jest z nieprzegotowanej wody. Lodu sobie nie żałowaliśmy
:D A jeśli zastanawiasz się nad wyjazdem, to szczerze zachęcam. Piękny kraj i cudowni ludzie. Pozdrawiam:)
Ze wzgledu na konkurs przeczytalem wlasnie Twoja relacje, delektujac mnie sie przy tym etiopska kawa o nazwie Tarara. Niesamowita spostrzegawczosc oraz dokladne, obiektywne oddanie rzeczywistosci w bardzo interesujacy i przyciagajacy sposob. Twoje opisy i tyle wspanialych zdjec serwuja czytelnikowi wspaniale skomponowany kolorowy, teczowy koktajl, pobudzaja wyobraznie, jak rowniez chec zobaczenia tego ciekawego kraju. Wydaje mi sie, ze taka wyprawa potrafi zmienic czlowieka na cale zycie i nasuwa do wielu refleksji, ktorymi do tej pory nie zaprzatal sobie glowy.
;) W Etiopii, oprocz lotniska nie bylem, ale od kilku lat jest na mojej liscie. Te hieny to mnie po prostu rozwalily, mialem co prawda okazje widziec je juz kilka razy, w RPA (Kruger), Botswanie, a ostatnio podczas nocnego safari w Manyara (Tanzania). Jedynym prawdziwym zblizeniem byla dzika hiena, ktora podeszla w nocy do ogniska, jak bylem na dziko pod namiotami w Botswanie, ale nie przyszlo mi do glowy zeby ja nakarmic.
;) Przyszla popatrzyla i tak jak sie pojawila, tak zniknela w ciemnosciach, najwyrazniej chciala powiedziec "dobry wieczor".W Manyara widzialem po raz pierwszy w zyciu biegajace po sawannie hipopotamy, zaraz obok biegaly hieny, ale o dziwo nie atakowaly sie nawzajem.
:D Indżerę, porowate podlomyki etiopskie o smaku wyjatkowo gabczastym skosztowalem na lotnisku w Addis Abebie, gdzie mnie ostatnio wiatry poniosly az 4 razy.W restauracji na lotnisku poprosilem pania, rzeczywiscie szliczne kobiety (mimo ze Polki sa najladniejsze) o jakas lokalna potrawe, najchetniej z baraninka i otrzymalem wlasnie indżerę.Moje gratulacje, chyle czola i pozdrawiam.
@pestycyda Twoja relacja jest urzekająca pod każdym względem.Fascynuje nie tylko Etiopia widziana twoimi oczami ale również osobowość i podejście do tematu samej autorki.Wielkie gratulacje
:)
chapeau bas!Zobaczyłam Etiopię Twoimi oczami, śmiałam się, wzruszałam, denerwowałam a i łezka w oku się zakręciła. Nigdy nie myślałam o tak dalekich kierunkach, jestem jeszcze na etapie zwiedzania Europy, ale aż chce się tam być. Tylko chyba jeszcze odwagi brak
;) Trzymam kciuki za kolejną wyprawę
@pestycyda mimo ze nie widzę zdjec bo chyba jakoś zniknęły.... to i tak jestem zachwycona! Swietne pioro, ale to juz psl kazdy kto tu komentowal, barwne opisy i szereg informacji. Dziekuje! Najprawdopodbniej bedziemy w Etiopii pod koniec grudnia (ostatnie dwa tygodnie). Marzy mi sie Dallol. Czy ktos wiec jak sytuacja wygląda obecnie?
Przepraszam, wiem, że oglądanie relacji bez zdjęć jest niezbyt fajne :/ Wgrywam jeszcze raz, dzięki poradzie @olus, tym razem na Społeczność - tylko to trochę potrwa. Mam nadzieję, że to jest moja ostatnia walka ze zdjęciami i że już tu zostaną na zawsze
:)
@TikTak, czyli jednak...
:D Kto się zdecydował, Wy czy córka? Bardzo się cieszę i czekam na relację
:) Z tego co pamiętam, można było wymieniać euro w kantorach, ale cenniejsze dla Etiopczyków były dolary i chętniej je wymieniali. Zwracali jednak dużą uwagę na to, żeby banknot był nowy, bez zagięć, naddarć itp. Dolarami można było też zapłacić za wycieczki (wydaje mi się, że nie było to możliwe w euro). Kurs był też trochę wyższy (tzn. nie dostawałeś za dolara więcej birrów, niż za euro, ale, zakładając, że walutę kupujesz w Polsce - w stosunku do wydanych złotówek, przy dolarze otrzymujesz więcej birrów). @jerzy5, bardzo mi miło i dziękuję za taki piękny komplement. Usłyszeć, że zachęciło się kogoś do odwiedzenia jednego ze swoich ulubionych krajów, to chyba najmilsze słowa:) I bardzo się cieszę - zrób to, warto!
Z przyjemnością przeczytałam Twoją relację i o ile wczoraj mówiłam do męża, że choć podziwiam odwagę i ducha przygody takich turystów, to jednak sama bym się nie zdecydowała, o tyle dzisiaj moje serce aż rwie się, żeby przeżyć coś podobnego. Choć czasami zastanawiam się, czy nie trzeba mieć czegoś w sobie, żeby przyciągać takich ludzi i takie atrakcje, jak wam się udało...
;)
@Calaira, myślę, że masz w sobie dokładnie to samo "coś", co i ja
:D I nawet pięknie to nazwałaś w swojej relacji
:D Cyt : "Czasami moją osobę podsumowuje jedno proste zdanie - "To jest k...a dramat"
:D
:D Pozdrawiam
:)
Tu nie da się więcej napisać, nie da się nic powiedzieć mądrego...............
To bardzo ubogi region, nawet jak na Etiopię. I bardzo, bardzo niegościnny. Jest najcieplejszym miejscem na ziemi - średnia roczna temperatura to prawie 35 C. Tylko niewielki procent Afarów ma pracę (głównie w kopalni soli). Jeśli ktoś ma wielbłąda - może się uważać za szczęściarza....
Wschód słońca w Kotlinie Danakilskiej (widziany z wygodnego auta - wtedy jawi się, jako wyjątkowo piękny, prawda?.......
Jedziemy dalej. Coraz bliżej do Dallol.
Dallol to wulkan znajdujący się w jednym z najbardziej aktywnych tektonicznie rejonów na ziemi. Jest położony wyjątkowo blisko granicy z Erytreą. Przed wyjazdem oglądaliśmy wielokrotnie zdjęcia z tego rejonu (ba - byliśmy w nich zakochani :D, ale, tak do końca, nie wiedzieliśmy, czego się możemy spodziewać. W głowach łomotały się tylko strzępki zdań zapamiętane z wczorajszej odprawy "nie oddalać się", "co najmniej 2 litry wody na głowę" i "nie chodzić po żółtym" (trzeba się było nie integrować tak aktywnie :D (Hmmm...wodę mamy, oddalać się nie mam sił, tylko, do diabła, co to, to "żółte"? :/ :D
Dallol trzeba odwiedzać jak najwcześniej rano z dwóch powodów, a każdy z nich związany jest ze słońcem. Po pierwsze, w porannych godzinach upał jeszcze aż tak nie doskwiera, po drugie - słońce nie razi ochroniarzy obserwujących granicę z Erytreą (później ochroniarze odmawiają wyjścia - gdy słońce świeci im prosto w twarz i nic nie widzą, nie są w stanie wykonywać swojej pracy).
Dopiero po wyjściu z samochodów uświadomiliśmy sobie tak naprawdę z jakim ryzykiem ta wycieczka się wiąże (przepraszam, Mamo, jednak trochę Cię jakby okłamałam :D Okazało się, że oprócz ochrony fizycznej (skauci), mamy też zabezpieczoną ochronę wyższej instancji. To nie jest żart - dołączył do nas człowiek, który, po przywitaniu się z przewodnikiem, cały czas się modlił, korzystając z małego niby-różańca. Nie mam pojęcia, jakiego był wyznania, wiem jednak, że ochrona, kierowcy i przewodnik darzyli go dużym szacunkiem, a gdy szczęśliwie powracaliśmy z Dallol, cały konwój zatrzymał się pod jedną ze skał na pustyni. Tam wysiadł na chwilę i pomodlił się dziękczynnie pod skałą...
Cała nasza grupa ruszyła za ochroniarzami. Początkowo - owszem, ciekawe wrażenie. Idziemy skałami, widok trochę jak księżycowy, ale to tyle. Jednak gdy wyszliśmy zza skał...
Po prostu odebrało nam mowę....
Zobaczyliśmy krajobraz księżycowy, magiczny, nieistniejący...Krater wulkanu wypełniają gorące, kolorowe baseny. A "żółte", to po prostu siarka, więc faktycznie, lepiej na tym nie stawać :)
Takie twory znajdują się na samym początku. I dobrze - gdybyśmy zobaczyli je wracając, nie zrobiłyby już na nas żadnego wrażenia. A tak, to spędziliśmy tam dobrych kilkanaście minut, mówiąc : "Ach" i "Och" :D
Księżyc.
Cóż mogę powiedzieć? Tego się nie da skomentować.....
To nie jest nieudolnie zrobione zdjęcie :D To para unosząca się nad gorącym basenem.
W trakcie naszego zbierania się z szoku, ochroniarze podzielili się na grupki, niektórzy zajęli pozycje obserwatorskie na skałach, inni - zaganiali nas, żebyśmy się tak bardzo nie rozpraszali.
Ale tu naprawdę nie dało się "nie rozpraszać" :D
W oddali widać porzuconą bazę amerykańską, w której wydobywano fosforan. Po bazie pozostały puste budynki (niestety, nie poszliśmy tam. To byłoby chyba już zbyt duże rozproszenie, jak na nerwy naszych ochroniarzy :D i piękna, asfaltowa droga do Dallol, która podobno została wybudowana właśnie po to, aby fosforan transportować.
Chciałabym tylko dodać, że zdjęcia z tego miejsca wybierałam chyba z pięciu tysięcy, więc miejcie to na uwadze, proszę, nim pomyślicie "po cholerę dała tyle zdjęć" :D Potraktujcie to jako ogromne ograniczenie z mojej strony, dobrze? :D
Punkt obserwacyjny.
I, niestety, musimy wracać. Nie wiem, ile czasu tam spędziliśmy, bo po prostu chyba "urwał mi się film" z wrażenia :/ :D
Żegnaj, Dallol....A na horyzoncie kopalnia soli...
C.D.N.Bardzo Wam dziękuję za miłe słowa:)
@dziabulek, moi poprzednicy trafili w sedno - tak to niestety wygląda. I powiem jeszcze, że choć wg mnie podczas całego pobytu na tym terenie było bardzo bezpiecznie, to jeszcze o niczym nie świadczy. Nie odważyłabym się nikomu powiedzieć "spoko, jedź, nie przejmuj się". Każdy musi sam zdecydować i ocenić ryzyko. Chociaż... Dla tych widoków naprawdę warto :)
@Maxima0909, podobno pobyt w Etiopii zmienia ludzi. Wcześniej myślałam, że to taki pusty zwrot, po prostu. Ale jednak to prawda. Zmienia. Pewnie każdego inaczej. Mnie, tak jak i Ciebie, sprowokował do myślenia - w taki głębszy sposób, "do wewnątrz". A od Etiopczyków nauczyłam się (mam nadzieję :) większej pokory i pogody ducha. No i doceniania takich zwykłych, drobnych rzeczy :)
Ostatnim etapem naszej wycieczki było, jak powiedział pan przewodnik, "zwiedzanie" kopalni soli. I nie była to przyjemna wycieczka...
Luksusowe auta zatrzymały się w zgrabnym rządku przy drodze. Ze środka wyskoczyła grupa roześmianych, dobrze odżywionych, no, może tylko trochę brudnych, białasów, aby pooglądać kolejną "atrakcję". Na ogromnej, płaskiej przestrzeni, pracowało na oko kilkuset Afarów. Niektórzy w grupkach, niektórzy - samotnie. Daleko, po horyzont, widać było pracujące grupy. Pełne słońce, potworny upał, nigdzie ani skrawka cienia. Gdzieniegdzie leżały wielbłądy, dając trochę cienia małym osiołkom, które skwapliwie wykorzystywały okazję i przytulały się do wielbłądzich boków.
Przypomnę - sztabka soli waży ok. 6,5 kg.
Nie mamy z tego miejsca za dużo zdjęć. Najzwyczajniej w świecie głupio nam było podchodzić do pracujących grup i przymierzać się do najciekawszych ujęć (O, tak - najlepiej byłoby złapać grymas zmęczenia na twarzy i ściekający pot...Nie wiem, wydało się nam to takie...wyzyskujące cudze emocje? Coś w tym rodzaju...
Było nam głupio prosić o narzędzie do wykuwania sztabek i w udawanym wysiłku pozować do zdjęcia, którym można by się później pochwalić na Facebooku....Było nam głupio i po prostu jakoś wstyd........
W taki sposób Afarowie kruszą słoną skorupę na sztabki soli.
Praca w takim miejscu i w takich warunkach szybko człowieka wykańcza. Upał, wykraczający prawie poza granice wytrzymałości, zmęczenie fizyczne, szkodliwe opary...Średnia życia Afarów pracujących przy kopaniu soli, to trochę ponad 40 lat.
I jak wcześniej myślałam, że najgorszą pracą jest wędrowanie z karawaną soli, tak teraz zmieniłam zdanie. Afarowie to lud pasterzy, na pewno dużo łatwiej im przemierzać duże odległości, niż kopać, kopać, kopać.....
I po raz kolejny pojawia się pytanie : skoro program wycieczki obejmuje też kopalnię soli, to dlaczego moje pieniądze nie trafiają do tych, których praca m.in. mnie tu przyciągnęła? Skoro przewodnik zachęca do robienia zdjęć, trzymania młotka, pozowania z pracownikami, odrywając ich tym samym od własnych zajęć, czemu owa "atrakcja turystyczna" na tym nie zarabia?...
Sztabki przygotowane do zapakowania. To chyba przydział dla osiołka.