Po powrocie do samochodu przykazałem policjantom, żeby jechali znacznie szybciej, ale nic sobie z tego nie robili i nadal wlekli się 60-tką po drodze, po której z powodzeniem można jechać 100, a dozwolone jest 90. Zniecierpliwiony wyprzedziłem ich i zdystansowałem na jakiś kilometr czy dwa - ale co z tego, skoro w ręku trzymali mój dowód rejestracyjny. Od tej pory postanowiłem nie oddawać policji żadnych dokumentów. Przejęli mnie kolejni policjanci, wyjechałem na autostradę i od tego czasu jeździłem swoim tempem. Próbowali swoich sztuczek z zabraniem dowodu, ale byłem nieugięty – nic wam nie dam, spieszę się i jak chcecie, jedźcie tak szybko, jak ja. Nikt nie podjął wyzwania, a jechałem stale 120-140.
Pośpiech był bardzo wskazany i jak się później okazało był zbawienny. Trochę przed Fajum zboczyłem na lewo, aby zobaczyć jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Egipcie – Wadi Al-Hitan. Niedawno była tam moja koleżanka i było to jedyne miejsce, gdzie jechała z eskortą, więc spodziewałem się dużej straty czasu. Ale widać, że nikt nie spodziewał się wizyty od wschodu (90% odwiedzających przyjeżdża z Kairu, od północy), bo dojechałem tam samodzielnie. Droga była niesamowita – kilkadziesiąt kilometrów zupełnej, ale to zupełnej pustyni, ani śladu żywego ducha. Dopiero pod koniec pojawili się ludzie, domy i oczywiście koptyjski monaster. Ostatnie 35 kilometrów to cementowa droga, którą Google Maps szacowało na 60 minut. Przejechałem ją w niecałe 25.
Dojechaliśmy o 14.30 i to był ostatni dzwonek, żeby zobaczyć wszystko, co chcieliśmy. Miejsce jest otwarte do 17.00, ale pełna trasa zajęła nam aż dwie godziny. Wadi al-Hitan to wpisane na listę UNESCO miejsce, w którym 40 milionów lat temu była zatoka przynależąca do Oceanu Tetydy. Znaleziono tam dziesiątki doskonale zachowanych szczątków praprzodków wielorybów. Ich cechą charakterystyczną jest m. in. obecność odnóży z pełnymi kośćmi kończyn – czegoś pośredniego pomiędzy łapą a płetwą. Prehistoryczne wieloryby były mięsożerne i posiadały całkiem potężne zęby.
Na miejscu znajduje się małe, ale ciekawe muzeum z dwoma pełnymi szczątkami prawieloryba. Potem idzie się na ścieżkę edukacyjną przez pustynię, obchodząc około 20 stanowisk ze szkieletami wielorybów i innych morskich zwierząt. Krajobrazy wokół były wspaniałe. Ścieżka jest bardzo długa, pokonanie jej zajęło nam półtorej godziny i nie wyobrażam sobie, jak by to wyglądało latem – cały czas idzie się w pełnym słońcu. My mieliśmy 21 stopni i duży wiatr, więc było całkiem chłodno, ale i tak mocno się opaliliśmy.
Wieczór zakończyliśmy nad jeziorem Karun – największym jeziorem w Egipcie, jednym z ulubionych miejsc wypoczynkowych mieszkańców Kairu. Jutro, jeśli wszystko dobrze pójdzie, relacji nie będzie z powodu braku Internetu. Ale w Egipcie moje plany zwykle się nie sprawdzają, więc zobaczymy.Skamieniały Las i dalej na pustynię
Jednak mam dziś Internet, ale według wszelkiego prawdopodobieństwa nie będę miał jutro i dalszy ciąg relacji będzie za dwa dni.
Piszę relację z Al-Bahrijji na środku pustyni, 350 kilometrów na południowy wschód od Kairu/Gizy. Dostaliśmy się tu po pełnym wrażeń dniu, rozpoczętym zwiedzaniem dość słabego muzeum (ale ze wspaniale zachowaną mumią z portretem trumiennym w greckim stylu) oraz stanowiska archeologicznego Karanis. Karanis to niegdyś całkiem spora wioska zasiedlona w czasach Ptolemeuszy i zamieszkana w czasach rzymskich. Do dziś pozostały tu głównie ruiny dwóch świątyń, budynki mieszkalne są zrujnowane kompletnie. Miejsce jest niezaopiekowane – wprawdzie jest tu centrum dla zwiedzających, ale widać, że nie było odnowione od powstania, czyli od jakichś 30 lat. Nasz miejscowy przewodnik pokazał nam publiczną łaźnię, w której walały się śmieci.
Dalej było trochę lepiej – pojechaliśmy do Parku Narodowego Jeziora Karun, w jego północnej części. Zapłaciliśmy za wstępy 5$ od osoby i udaliśmy się do starożytnej wioski Soknopaiu Nesos lub po arabsku Dimah Al-Siba. Wioska była zasiedlona w czasach Ptolemeuszy, w 3 w. p.n.e. i jego nazwa wzięła się od czczonego tu boga Soknopaiosa (jak się można domyślić, nazwa raczej grecka niż egipska). Soknopaios to grecka wersja Sobka, boga-krokodyla. Wioska jest pięknie położona nieopodal jeziora Karum, do którego wiedzie starożytna, dobrze zachowana droga. Jej wysokie mury widać z daleka na pustyni. W środku zostało całkiem sporo, a wkrótce będzie jeszcze więcej – wokół piętrzą się stosy świeżo wyprodukowanych cegieł, które mają służyć rekonstrukcji.
Prawdziwym celem przyjazdu do było jednak zwiedzenie Gebel Quatrani – miejsca, które jest egipskim kandydatem do listy UNESCO na 2024 r. Opisy tego miejsca są wybitnie lakoniczne i mgliste (tak jest często z propozycjami na listę, dopiero tzw. nomination file dokładnie wskazuje wraz z mapami co i dlaczego ma być wpisane. Ocena zasadności wpisu przez ciało doradcze ICOMOS jest właśnie na podstawie tego dokumentu). Wiedziałem jednak, że chcę zobaczyć dwie rzeczy – starożytny kamieniołom Widan al-Faras oraz coś, co brzmiało jak absolutny hit – Petrified Forest (Skamieniały Las). Google Maps pokazuje złą drogę do tych dwóch miejsc – zamiast od północy należy do nich jechać od południa, mniej więcej w połowie drogi między wjazdem do parku a Soknopaiu Nesos.
Wjechaliśmy na boczną drogę na pustyni i dojechaliśmy do budynku, który służył za pomieszczenie dla strażnika. Strażnik wziął ode mnie numer telefonu i podał mi swój. Pojechaliśmy kilka kilometrów w głąb, droga się rozwidlała na Widan al-Faras i Petrified Forest. Wybrałem tę drugą, pojechałem jeszcze trochę i rzuciłem uwagę, że w tym piasku sam bym się tu nie wybrał, bo nie byłoby komu pchać. Kilka minut później zakopałem się tak, że mimo pomocy całej rodziny nie mogłem ruszyć ani na centymetr. Na szczęście miałem numer telefonu do strażnika, zadzwoniłem i za paręnaście minut przybył z odsieczą. Zaczepił linkę i wyciągnął nas z piachu, po czym zaoferował swoją Toyotę Hilux do zwiedzania pozostałej części.
Pojechaliśmy więc do Petrified Forest i szczęki nam opadły. Miejsce przypomina nieco Wadi al-Hitan, ale podczas gdy tam znaleziono szczątki zwierząt wodnych, tutaj królowały lądowe lub wodno-lądowe. Mieliśmy więc prehistorycznego krokodyla, żółwia czy też róg prehistorycznego dwurogiego nosorożca – Arsinoitherium. A to wszystko w towarzystwie setek skamieniałych pni drzew sprzed 37 milionów lat. Słowo daję, to, co tam zobaczyliśmy, to prawdziwy skamieniały las! Jedna z największych niespodzianek podczas tej podróży, bo miejsce jest praktycznie nieznane.
Pojechaliśmy jeszcze do starożytnego kamieniołomu Widan al-Faras, ale nie ma tam nic istotnego oprócz pięknych pustynnych krajobrazów i wydobywanych tu bazaltowych skał.
Była już prawie 14, czas na realizację najbardziej niepewnego punktu naszej wycieczki. Bardzo chciałem zobaczyć Białą Pustynię, ale nie chciałem robić tego za 110-150 USD od osoby, szczególnie mając własny samochód. Postanowiłem więc, że spróbujemy pojechać do oazy Al-Bahrija i tam coś znaleźć – powinno być znacznie taniej. Bardzo mi w tym pomogła podpowiedź koleżanki, która była tam niedawno i potwierdziła, że po drodze nie ma żadnych posterunków. Rzeczywiście nie było! Rewelacyjna droga od Regional Ring Road (to ten drugi szerszy pierścień oplatający Kair) do Al-Bahrijji zajęła nam tylko niecałe 3 godziny. Zapukaliśmy do znalezionego na Bookingu hostelu Elysium Resort i wynajęliśmy pokój za 20 USD ze śniadaniem. Minusem jest brak elektryczności innej niż światło, tzn. gniazdek. Bardzo miły i dobrze mówiący po angielsku gospodarz zapewnił nam wycieczkę na Białą Pustynię z wyżywieniem i noclegiem za 4500 EGP (około 150 USD) za całą naszą rodzinę. A to OK! Jutro planujemy więc nocować na pustyni, trzymajcie kciuki.
Aha, nasz gospodarz powiedział, że mieliśmy trochę szczęścia, bo policja turystyczna nie pozwala na takie samodzielne podróże turystów do oazy. Dobrze, że nigdzie nie pilnują.Na Czarnej i Białej Pustyni
Wycieczka rozpoczęła się zgodnie z planem i o 9:30 wyruszyliśmy w towarzystwie kucharza i przewodnika-kierowcy. Pierwszym przystankiem była Czarna Pustynia – miejsce aktywności wulkanicznej miliony lat temu. Dziś po wulkanach pozostały stożkowate góry z bazaltowymi czubkami. Bazalt jest generalnie bardzo ciemny, stąd nazwa pustyni. Miejsca do oglądania są dostępne tuż przy szosie do Al-Farafiry i nie wymagają samochodu terenowego. Po drodze nie ma też żadnej policji.
Dalej pojechaliśmy do miejsca nazwanego Kryształową Górą – choć poprawniej byłoby je nazwać w liczbie mnogiej, bo miejsc, w których występują kryształy kalcytu, jest tu bez liku. Wygląda to wszystko bardzo ładnie, szczególnie gdy błyszczy w słońcu. To miejsce również jest przy drodze i do większości wzniesień można dotrzeć bez 4x4.
Terenówki wymagał jednak dojazd do kolejnej atrakcji – doliny Agabat z pięknymi wzniesieniami i widowiskowymi wydmami oraz skalnym łukiem. Z jednej z wydm pozjeżdżaliśmy sobie na desce. Zjazd był przyjemny, ale wdrapanie się z deską dla naszej 7-latki było nie lada wyzwaniem. Mimo to zrobiła to dwukrotnie.
Zbliżyliśmy się mocno do Al-Farafiry, żeby dotrzeć do kulminacyjnego punktu wycieczki, czyli samej Białej Pustyni. Nazwę zawdzięcza kredzie, z której składają się tutejsze góry. Przez miliony lat kreda uległa erozji, przez co obecnie pozostały jedynie niewielkie górki, przybierające nieraz zupełnie fantazyjne kształty. Widziałem w życiu wiele pustyń, ale czegoś podobnego jeszcze nigdy. Skały są tak białe, że bez okularów w pełnym słońcu nie da się na nie patrzeć! Miejsce, które zdecydowanie warto obejrzeć.
Na Białej Pustyni zostaliśmy na noc, mogąc obserwować zachód słońca. Liczyliśmy na wizytę licznych tu lisów, ale żaden nie przyszedł. Sami złożyliśmy wizytę w sąsiednim obozie, w którym zatrzymało się dziesięć chińskich studentek. Umuzykalnieni przewodnicy dali nam koncert lokalnej muzyki przy akompaniamencie tradycyjnego bębenka. Ponoć w okolicy biwakowało nawet kilkadziesiąt samochodów, ale pustynia jest tak rozległa, że nikt nie wchodził sobie w drogę.
Trzeba bardziej uważnie czytać forum, ostatnio @OSK pisał o swojej podróży atutem przez Egipt, poprzednio inna forumowiczka, ale nie jestem pewien nicku, więc nie podam, Ci co chcą zwiedzać samemu to wiedzą jak to zrobić, cała reszta korzystała, korzysta i będzie korzystać z bp i nic tego nie zmieni, ale czekam na dalszy ciąg, tego nigdy nie za dużo
:)
@WoyW każdym razie, zamiast oklepanego klasztoru św. Katarzyny z rozpaskudzonymi nawałem turystów greckimi zakonnikami prawosławnymi Autonomicznej Cerkwi Góry Synaj (nic im się nie chce, turyści samo zło, nie mamy czasu bo właśnie się modlimy etc...) trzeba było zabrać rodzinę do wspaniałych koptyjskich klasztorów św. Antoniego i św. Pawła na pustyni pomiędzy Suezem, Fajum i Hurgadą. Masz przecież własny pojazd! Na szczęście wkrótce @PawelSz tam się wybiera i może zda relację. Czasami nie warto jechać tam, gdzie wszyscy jeżdżą
;)
@WoyTrochę żartem pisałem.Fajnie, że masz klasztor św. Antoniego w planach, bo miejsce wydawało mi się niezwykłe a zakonnicy super gościnni (było to dawno temu). W klasztorze św. Katarzyny było inaczej: miejsce tchnące historią i cudownie położone u podnóża Synaju ale skomercjalizowane a gospodarze - zdystansowani to za mało powiedziane, nieprzyjemni. Mimo tego warto pojechać, warto zarwać noc by wejść o wschodzie słońca na górę Synaj i potem przespać się w klasztorze. Bardzo jestem ciekaw Waszych wrażeń i całej dalszej podróży i nie wątpię, że będzie niebanalna. I szczerze podziwiam za podjęcie się relacji LIVE.
W Polsce też od prawie roku znacznie częściej niż wcześniej słychać rosyjski. To bardzo ładny język i na dodatek niczemu nie winny. Nie język jest problemem, a porozumiewający się nim nie zawsze są Rosjanami, a Rosjanie też nie wszyscy są źli
Dziękujemy @pabien za przypomnienie, że język rosyjski nie jest niczemu winny. Czy ładny to kwestia gustu, mnie również się podoba. Pewnie, że nie wszyscy Rosjanie są źli ale pod wpływem opresyjnej, państwowej propagandy prawie wszyscy. Ci, którzy mogą wyjeżdżać swobodnie jako turyści są dla mnie szczególnie podejrzani, bo mam przekonanie, że w Rosji nie dojdziesz do pieniędzy jak nie stoisz po "właściwej" stronie, mylę się?Mnie też , tak jak @Woy, niestety, obecność rosyjskiego i Rosjan w przestrzeni publicznej, na wyjazdach, w hotelach i restauracjach, na plaży etc. przeszkadza i drażni.
@pabien masz oczywiście rację, ja sobie zdaję sprawę, że ta niechęć nie jest do końca racjonalna i sprawiedliwa i pewnie kiedyś to przepracuję. Ale to kiedyś. Póki co ważny jest kontekst. Ludzie mówiący po rosyjsku w Polsce i w Egipcie to dwie różne grupy. Jakoś ciężko mi znieść odpoczywających beztrosko obywateli kraju, który robi to, co widzimy.
Pisz dalej, mam nadzieje, że naganiacze
:| i inni nie zepsuli Ci podróży, ja mam zupełnie odmienne zdanie, policjanci mili, taktowni i życzliwi, jedzenie ciepłe i przepyszne itp.Generalnie kibicuję Twojej relacji, bo uwielbiam ten kraj, ale nie turystycznie...
-- 16 Lut 2023 01:40 -- > Niestety, były też takie ściany, w których wszystkie postacie ludzkie zostały usunięte – widomy ślad działania nadgorliwych wyznawców ProrokaBardzo prawdopodobne, że to jednak wyznawcy Chrystusa. -- 16 Lut 2023 02:04 -- O przewodnikach w Doinie Królów:„Natomiast znakomicie zgadzał się z otoczeniem wygląd tutejszych przewodników. Byli tak samo dzicy i posępni, jak ich rodzinny krajobraz.Dostrzegli nasz samochód już z daleka, gdyż mieli swe punkty obserwacyjne w wysoko położonych rozpadlinach skalnych. Sfrunęli ku nam stamtąd jak górskie sępy.”Marian Brandys: Śladami Stasia i NelCo do naganiaczy, powinno wystarczyć uprzejme ale zdecydowane „lo, szuchran”.Przewodnikom mowię, że jestem profesorem egiptologii. W żadnym przypadku nie przyznawajcie się, że jesteście pierwszy raz w Egipcie. -- 16 Lut 2023 02:12 -- A, ta wycieczka na drugi brzeg i spacer do klasztoru św Symeona mauzoleum Agi Chana to na jakieś 2-3 godziny (bez wchodzenia do klasztoru). W jedna stronę przez piasek/pustynię. Powrót ścieżką nad Nilem. Weźcie sobie coś na piknik po drodze.Tam na początku/końcu są i te grobowce dostojników, ale takie rzeczy już widzieliście. Lepiej zamiast tego wdrapać się na samą górę, do tych ruin kaplicy. Widoki gwarantowane.
msadurski napisał:-- 16 Lut 2023 01:40 -- > Niestety, były też takie ściany, w których wszystkie postacie ludzkie zostały usunięte – widomy ślad działania nadgorliwych wyznawców ProrokaBardzo prawdopodobne, że to jednak wyznawcy Chrystusa. Rzeczywiście bardzo prawdopodobne, dzięki. Czytam właśnie, że przeszly po Egipcie dwie fale ikonoklazmu, chrześcijańska i islamska, nie licząc działań samych następców jeszcze w okresie dynastycznym.
Ja jechałem jeszcze w konwoju. Abu Simbel jest genialne, szczególnie zaraz po świcie jak oświetla ją poranne światło. Jedyną wskazówką przeniesienia to chyba cięcia na świątyni, ale niezbyt rzucające się w oczy.Same świątynie macie na trasie
;), pamiętam, że ja miałem już taki ich przesyt, że nawet Karnak nie robił wrażenia
;)
Heh, to prawda z tą policją. Raz na siłę dali mi eskortę samochodową przy wyjeździe z lotniska Marsa Ala,, jak byłem na rowerze. Na szczęście udało mi się zgubić ogon po kilku kilometrach.Innym razem jakiś policjant nie odstępował mnie na krok ani na chwilę przez całe popołudnie w Abu Simbel (osadzie, nie świątyni).Ale droga z Luksoru do Kharga faktycznie może być niebezpieczna. Spróbujcie tej od Asyut, tam jeżdżą autobusy i patrole i generalnie jest chyba bardziej uczęszczana.
Tak z ciekawości - o jakie ewentualne niebezpieczeństwo chodzi? Rabunek, porwanie, atak terrorystyczny?A tak w ogóle, dziękuję za relację i czekam na dalszy ciąg. Marzy mi się, żeby zrobić sobie podróż przez Egipt, gdy otworzą wreszcie nowe muzeum w Kairze. Gdy to zrealizuję, Twoja relacja będzie jak znalazł
:)
@tropikey nie o niebezpieczeństwo tu chodzi. Rząd sobie wymyślił, że tu można, a tam nie. Przy tej Western Desert Road w końcu gliniarz wydukał, że jedna jest jednopasmowa, a ta po drugiej stronie dwupasmowa
:lol: fakt, że wschodnia dużo lepsza.
tropikey napisał:Tak z ciekawości - o jakie ewentualne niebezpieczeństwo chodzi? Rabunek, porwanie, atak terrorystyczny?W sumie na jedno wychodzi. Pewnego polskiego podróżnika akurat tam obrabowano. Miał pecha. Trudno dyskutować kiedy naokoło piasek, a ty widzisz wycelowaną w siebie lufę AK-47.
Woy napisał:Podróż dobiegła końca i na świeżo stwierdzamy z żoną, że była bardzo, bardzo udana A co dzieci myślą na ten temat?Woy napisał: Jeśli chodzi o jakość zabytków, pozwolę sobie na odważne stwierdzenie – Egipt to numer jeden na świecie. Poważnie odważnie! A Włochy, a Francja ... ? Jednak na pewno jeśli chodzi o zabytki cywilizacji starożytnego Egiptu in situ jest to numer 1 na świecie
@pabienUważny jesteś
:) Córce wyjazd się podobał, syn wolałby spędzić ferie na graniu w gry lub na boisku. Ale i tak jest lepiej, niż podczas czerwcowego wyjazdu do Peru, więc nie tracę nadziei.Co do porównania Egiptu do Włoch i Francji, to jest zupełnie inna liga. Zabytki Zachodniej Europy są wspaniałe, ale to najczęściej średniowiecze lub czasy późniejsze. Jakoś zawsze bardziej mnie ekscytowały zabytki co najmniej wczesnośredniowieczne i jeszcze wcześniejsze. I w tej kategorii Egipt moim zdaniem wygrywa nawet z Włochami.
Super relacja. Tak sie składa, że od 01 do 10 lutego też byłem w Egipcie i też był to wyjazd organizowany przeze mnie. Korzystałem z komunikacji autobusowej między miastami. Fajnie czytało się relacje z miejsc, w których też byłem (Luksor, Dandera, Abydos, Pustynia). To był mój kolejny wypad do Egiptu ale napewno nie ostatni. Gratuluję "odwagi" w jeździe autem. Pozdrawiam.
Hejka, Obejrzałam sobie z ciekawości co dokładnie zostało zwiedzone. Powiem szczerze, podziwiam, że jechałeś na własną rękę. Ja bym się jeszcze nie odważyła. Do Grecji czyinnych krajów Europy owszem albo np. do Tajlandii. Co do samej relacji. Genialnie ! Przedstawiłeś miejsca, w których nigdy nie byłam. Ba, nawet chyba nie są za bardzo proponowane przez biura jako wycieczki. Ja byłam na Sharm El Sheikh, byłam również na wycieczce na Górze Synaj. Wchodziliśmy w nocy, szliśmy na wschód słońca. Potem wracaliśmy tzw. drogą pokutną, o ile pamiętam tam było chyba z 3700 schodów ? Pamiętam, że o 6 rano na szczycie było dosyć chłodno jak na tamte tereny. Co do klasztoru to jest prawda. Mnichom nic się nie chce i do turystów nastawieni są anty, aczkolwiek z taką sytuacja spotkałam się również w Izraelu. Bardzo chciałabym zobaczyc Dolinę Królów, jeszcze raz zobaczyć Kair, piramidy, Muzeum Kairskie. Nie zapomnę jak byliśmy na bazarze khan el kalili, utknęły mi niektóre fajne obrazy, ale też i przykre, kiedy chłopczyk w podartych spodniach prosił o jedzenie. No i koniecznie to Abydos. Mam nadzieję, ze będą wycieczki fakultatywne w to miejsce. Teraz może jeszcze się uda w te lato, skorzystać z jakiegoś last minute albo Itaka, albo rainbow https://r.pl/egipt/last-minute albo z traveligo https://www.traveligo.pl/last-minute/egipt albo po prostu polecę na jesień do Egiptu. Na razie nie jestem gotowa by lecieć samej na własną rękę, bo się po prostu boję.
Świetnie opisane! Chciałbym odbyć podobną podróż w marcu tego roku. Mamy kupione bilety Warszawa - Kair w dniach 22.03 - 7.04. Jedziemy w 5 osób: 2 pary w wieku ~30 lat i dziecko 8 lat. Ilość kilometrów przejechana przez was mnie trochę przeraża.
:shock: Chciałbym się ograniczyć do około 3 tyś km (tak z grubsza: Kair - Luxor - Asuan - Abu Simbel - Hurghada - Kair). Mam kilka pytań: * W jakiej firmie udało się wynająć samochód w tej cenie? * Czy samochód był wcześniej rezerwowany przez internet? * Wszystkie oferty wynajmu mają limit km. Jak znaleźć ofertę bez limitu km? Czy to tylko na miejscu? * Czy mieliście dodatkowe ubezpieczenie samochodu? Jakiś dodatkowy depozyt? Czy karta kredytowa jest niezbędna? Mam dość duże doświadczenie w prowadzeniu samochodu w Europie (Włochy, Hiszpania, Grecja, Czarnogóra itp....), jednak będzie to nasz pierwszy raz poza Europą. Czy nie porywam się za bardzo z tematem? Mile widziane wszelkie dodatkowe rady. Z góry dzięki za odpowiedź.
Dzięki za miłe słowa.Samochód był w Sixt, bez limitu kilometrów, rezerwowany wcześniej. Ofertę bez limitu dostałem na jakiejś porównywarce, chyba Skyscanner. Ubezpieczenie mam na karcie kredytowej, dodatkowego nie kupowałem. Takich rzeczy jak kwoty depozytu to nie pamiętam już po tygodniu, a co dopiero po roku.Moim zdaniem doświadczenie z Europy słabo przekłada się na prowadzenie samochodu w Egipcie. Nie chcę straszyć, bo mi jeździło się dobrze, ale arabski styl jazdy to dla większości kierowców zupełnie inna bajka. W Egipcie są dodatkowo ogromne problemy z policją, które tu dość obszernie opisywałem. Szczególnie w środkowej części kraju.W skrócie - nie polecam Egiptu jako pierwszego kraju poza Europą do wynajmu samochodu. Poczytaj jeszcze wątki na forum, w szczególności ten: wypozyczenie-samochodu,589,166261
Po powrocie do samochodu przykazałem policjantom, żeby jechali znacznie szybciej, ale nic sobie z tego nie robili i nadal wlekli się 60-tką po drodze, po której z powodzeniem można jechać 100, a dozwolone jest 90. Zniecierpliwiony wyprzedziłem ich i zdystansowałem na jakiś kilometr czy dwa - ale co z tego, skoro w ręku trzymali mój dowód rejestracyjny. Od tej pory postanowiłem nie oddawać policji żadnych dokumentów. Przejęli mnie kolejni policjanci, wyjechałem na autostradę i od tego czasu jeździłem swoim tempem. Próbowali swoich sztuczek z zabraniem dowodu, ale byłem nieugięty – nic wam nie dam, spieszę się i jak chcecie, jedźcie tak szybko, jak ja. Nikt nie podjął wyzwania, a jechałem stale 120-140.
Pośpiech był bardzo wskazany i jak się później okazało był zbawienny. Trochę przed Fajum zboczyłem na lewo, aby zobaczyć jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Egipcie – Wadi Al-Hitan. Niedawno była tam moja koleżanka i było to jedyne miejsce, gdzie jechała z eskortą, więc spodziewałem się dużej straty czasu. Ale widać, że nikt nie spodziewał się wizyty od wschodu (90% odwiedzających przyjeżdża z Kairu, od północy), bo dojechałem tam samodzielnie. Droga była niesamowita – kilkadziesiąt kilometrów zupełnej, ale to zupełnej pustyni, ani śladu żywego ducha. Dopiero pod koniec pojawili się ludzie, domy i oczywiście koptyjski monaster. Ostatnie 35 kilometrów to cementowa droga, którą Google Maps szacowało na 60 minut. Przejechałem ją w niecałe 25.
Dojechaliśmy o 14.30 i to był ostatni dzwonek, żeby zobaczyć wszystko, co chcieliśmy. Miejsce jest otwarte do 17.00, ale pełna trasa zajęła nam aż dwie godziny. Wadi al-Hitan to wpisane na listę UNESCO miejsce, w którym 40 milionów lat temu była zatoka przynależąca do Oceanu Tetydy. Znaleziono tam dziesiątki doskonale zachowanych szczątków praprzodków wielorybów. Ich cechą charakterystyczną jest m. in. obecność odnóży z pełnymi kośćmi kończyn – czegoś pośredniego pomiędzy łapą a płetwą. Prehistoryczne wieloryby były mięsożerne i posiadały całkiem potężne zęby.
Na miejscu znajduje się małe, ale ciekawe muzeum z dwoma pełnymi szczątkami prawieloryba. Potem idzie się na ścieżkę edukacyjną przez pustynię, obchodząc około 20 stanowisk ze szkieletami wielorybów i innych morskich zwierząt. Krajobrazy wokół były wspaniałe. Ścieżka jest bardzo długa, pokonanie jej zajęło nam półtorej godziny i nie wyobrażam sobie, jak by to wyglądało latem – cały czas idzie się w pełnym słońcu. My mieliśmy 21 stopni i duży wiatr, więc było całkiem chłodno, ale i tak mocno się opaliliśmy.
Wieczór zakończyliśmy nad jeziorem Karun – największym jeziorem w Egipcie, jednym z ulubionych miejsc wypoczynkowych mieszkańców Kairu. Jutro, jeśli wszystko dobrze pójdzie, relacji nie będzie z powodu braku Internetu. Ale w Egipcie moje plany zwykle się nie sprawdzają, więc zobaczymy.Skamieniały Las i dalej na pustynię
Jednak mam dziś Internet, ale według wszelkiego prawdopodobieństwa nie będę miał jutro i dalszy ciąg relacji będzie za dwa dni.
Piszę relację z Al-Bahrijji na środku pustyni, 350 kilometrów na południowy wschód od Kairu/Gizy. Dostaliśmy się tu po pełnym wrażeń dniu, rozpoczętym zwiedzaniem dość słabego muzeum (ale ze wspaniale zachowaną mumią z portretem trumiennym w greckim stylu) oraz stanowiska archeologicznego Karanis. Karanis to niegdyś całkiem spora wioska zasiedlona w czasach Ptolemeuszy i zamieszkana w czasach rzymskich. Do dziś pozostały tu głównie ruiny dwóch świątyń, budynki mieszkalne są zrujnowane kompletnie. Miejsce jest niezaopiekowane – wprawdzie jest tu centrum dla zwiedzających, ale widać, że nie było odnowione od powstania, czyli od jakichś 30 lat. Nasz miejscowy przewodnik pokazał nam publiczną łaźnię, w której walały się śmieci.
Dalej było trochę lepiej – pojechaliśmy do Parku Narodowego Jeziora Karun, w jego północnej części. Zapłaciliśmy za wstępy 5$ od osoby i udaliśmy się do starożytnej wioski Soknopaiu Nesos lub po arabsku Dimah Al-Siba. Wioska była zasiedlona w czasach Ptolemeuszy, w 3 w. p.n.e. i jego nazwa wzięła się od czczonego tu boga Soknopaiosa (jak się można domyślić, nazwa raczej grecka niż egipska). Soknopaios to grecka wersja Sobka, boga-krokodyla. Wioska jest pięknie położona nieopodal jeziora Karum, do którego wiedzie starożytna, dobrze zachowana droga. Jej wysokie mury widać z daleka na pustyni. W środku zostało całkiem sporo, a wkrótce będzie jeszcze więcej – wokół piętrzą się stosy świeżo wyprodukowanych cegieł, które mają służyć rekonstrukcji.
Prawdziwym celem przyjazdu do było jednak zwiedzenie Gebel Quatrani – miejsca, które jest egipskim kandydatem do listy UNESCO na 2024 r. Opisy tego miejsca są wybitnie lakoniczne i mgliste (tak jest często z propozycjami na listę, dopiero tzw. nomination file dokładnie wskazuje wraz z mapami co i dlaczego ma być wpisane. Ocena zasadności wpisu przez ciało doradcze ICOMOS jest właśnie na podstawie tego dokumentu). Wiedziałem jednak, że chcę zobaczyć dwie rzeczy – starożytny kamieniołom Widan al-Faras oraz coś, co brzmiało jak absolutny hit – Petrified Forest (Skamieniały Las). Google Maps pokazuje złą drogę do tych dwóch miejsc – zamiast od północy należy do nich jechać od południa, mniej więcej w połowie drogi między wjazdem do parku a Soknopaiu Nesos.
Wjechaliśmy na boczną drogę na pustyni i dojechaliśmy do budynku, który służył za pomieszczenie dla strażnika. Strażnik wziął ode mnie numer telefonu i podał mi swój. Pojechaliśmy kilka kilometrów w głąb, droga się rozwidlała na Widan al-Faras i Petrified Forest. Wybrałem tę drugą, pojechałem jeszcze trochę i rzuciłem uwagę, że w tym piasku sam bym się tu nie wybrał, bo nie byłoby komu pchać. Kilka minut później zakopałem się tak, że mimo pomocy całej rodziny nie mogłem ruszyć ani na centymetr. Na szczęście miałem numer telefonu do strażnika, zadzwoniłem i za paręnaście minut przybył z odsieczą. Zaczepił linkę i wyciągnął nas z piachu, po czym zaoferował swoją Toyotę Hilux do zwiedzania pozostałej części.
Pojechaliśmy więc do Petrified Forest i szczęki nam opadły. Miejsce przypomina nieco Wadi al-Hitan, ale podczas gdy tam znaleziono szczątki zwierząt wodnych, tutaj królowały lądowe lub wodno-lądowe. Mieliśmy więc prehistorycznego krokodyla, żółwia czy też róg prehistorycznego dwurogiego nosorożca – Arsinoitherium. A to wszystko w towarzystwie setek skamieniałych pni drzew sprzed 37 milionów lat. Słowo daję, to, co tam zobaczyliśmy, to prawdziwy skamieniały las! Jedna z największych niespodzianek podczas tej podróży, bo miejsce jest praktycznie nieznane.
Pojechaliśmy jeszcze do starożytnego kamieniołomu Widan al-Faras, ale nie ma tam nic istotnego oprócz pięknych pustynnych krajobrazów i wydobywanych tu bazaltowych skał.
Była już prawie 14, czas na realizację najbardziej niepewnego punktu naszej wycieczki. Bardzo chciałem zobaczyć Białą Pustynię, ale nie chciałem robić tego za 110-150 USD od osoby, szczególnie mając własny samochód. Postanowiłem więc, że spróbujemy pojechać do oazy Al-Bahrija i tam coś znaleźć – powinno być znacznie taniej. Bardzo mi w tym pomogła podpowiedź koleżanki, która była tam niedawno i potwierdziła, że po drodze nie ma żadnych posterunków. Rzeczywiście nie było! Rewelacyjna droga od Regional Ring Road (to ten drugi szerszy pierścień oplatający Kair) do Al-Bahrijji zajęła nam tylko niecałe 3 godziny. Zapukaliśmy do znalezionego na Bookingu hostelu Elysium Resort i wynajęliśmy pokój za 20 USD ze śniadaniem. Minusem jest brak elektryczności innej niż światło, tzn. gniazdek. Bardzo miły i dobrze mówiący po angielsku gospodarz zapewnił nam wycieczkę na Białą Pustynię z wyżywieniem i noclegiem za 4500 EGP (około 150 USD) za całą naszą rodzinę. A to OK! Jutro planujemy więc nocować na pustyni, trzymajcie kciuki.
Aha, nasz gospodarz powiedział, że mieliśmy trochę szczęścia, bo policja turystyczna nie pozwala na takie samodzielne podróże turystów do oazy. Dobrze, że nigdzie nie pilnują.Na Czarnej i Białej Pustyni
Wycieczka rozpoczęła się zgodnie z planem i o 9:30 wyruszyliśmy w towarzystwie kucharza i przewodnika-kierowcy. Pierwszym przystankiem była Czarna Pustynia – miejsce aktywności wulkanicznej miliony lat temu. Dziś po wulkanach pozostały stożkowate góry z bazaltowymi czubkami. Bazalt jest generalnie bardzo ciemny, stąd nazwa pustyni. Miejsca do oglądania są dostępne tuż przy szosie do Al-Farafiry i nie wymagają samochodu terenowego. Po drodze nie ma też żadnej policji.
Dalej pojechaliśmy do miejsca nazwanego Kryształową Górą – choć poprawniej byłoby je nazwać w liczbie mnogiej, bo miejsc, w których występują kryształy kalcytu, jest tu bez liku. Wygląda to wszystko bardzo ładnie, szczególnie gdy błyszczy w słońcu. To miejsce również jest przy drodze i do większości wzniesień można dotrzeć bez 4x4.
Terenówki wymagał jednak dojazd do kolejnej atrakcji – doliny Agabat z pięknymi wzniesieniami i widowiskowymi wydmami oraz skalnym łukiem. Z jednej z wydm pozjeżdżaliśmy sobie na desce. Zjazd był przyjemny, ale wdrapanie się z deską dla naszej 7-latki było nie lada wyzwaniem. Mimo to zrobiła to dwukrotnie.
Zbliżyliśmy się mocno do Al-Farafiry, żeby dotrzeć do kulminacyjnego punktu wycieczki, czyli samej Białej Pustyni. Nazwę zawdzięcza kredzie, z której składają się tutejsze góry. Przez miliony lat kreda uległa erozji, przez co obecnie pozostały jedynie niewielkie górki, przybierające nieraz zupełnie fantazyjne kształty. Widziałem w życiu wiele pustyń, ale czegoś podobnego jeszcze nigdy. Skały są tak białe, że bez okularów w pełnym słońcu nie da się na nie patrzeć! Miejsce, które zdecydowanie warto obejrzeć.
Na Białej Pustyni zostaliśmy na noc, mogąc obserwować zachód słońca. Liczyliśmy na wizytę licznych tu lisów, ale żaden nie przyszedł. Sami złożyliśmy wizytę w sąsiednim obozie, w którym zatrzymało się dziesięć chińskich studentek. Umuzykalnieni przewodnicy dali nam koncert lokalnej muzyki przy akompaniamencie tradycyjnego bębenka. Ponoć w okolicy biwakowało nawet kilkadziesiąt samochodów, ale pustynia jest tak rozległa, że nikt nie wchodził sobie w drogę.