Na południu jeziora jest Emerald Bay. To miejsce ma kultowy widok. Jest trochę walka o miejsce parkingowe i trzeba zapłacić w automacie 3$, ale WARTO:
Jedziemy jeszcze do miasteczka Genoa, to już w Nevadzie. Najstarsza osada w Nevadzie zresztą. Na kawałku ulicy są ze 3 zabytkowe domy z XIX wieku
;)
Jedziemy do naszego motelu w Walker. Chcieliśmy być jak najbliższej Yosemite by mieć jutro jak najwięcej czasu na ten park.Dziś będzie długi dzień. Sprawnie zbieramy się i o 6:45 już jesteśmy w drodze. Tylko niecałą godzinkę mamy do Mono Lake. Szkoda byłoby go opuścić. Zatrzymujemy się najpierw na punkcie widokowym:
Mono Lake jest wysoko alkaliczne i słone. Jest to taka mini wersja jeziora Abbe w Dżibuti, które opisywałem w relacji z Afryki. Posiada wiele tufowych formacji skalnych, które powstały wskutek reakcji słonych, zasadowych wód jeziora ze słodkowodnymi źródłami na dnie.
Formacje te pojawiły się na powierzchni po roku 1941, gdy zaczęto pobierać wodę z rzek zasilających jezioro na potrzeby miasta Los Angeles przez co poziom wody spadł znacząco − do 1962 roku o 8 metrów do 1982 roku o 15 m − a poziom zasolenia uległ podwojeniu. Potem zaprzestano pobierania wody.
Na parkingu płaci się po 3$ od osoby w automacie. Jest krótka ścieżka nad jezioro i można podjechać wózkiem.
Formacje naprawdę robią wrażenie - nie ma ich tak dużo jak w Abbe, ale też są super.
Rodzinka zostaje na plaży, a ja idę kawałek dalej. Jest tu sporo ptaków, a także króliki.
Wszędzie jest pełno muszek. Dobra informacja to taka, że nie gryzą, ani nie pchają się do buzi. A co ciekawe, zanurzają się pod wodą i żywią się tutejszymi algami.
Zbieramy się do Yosemite, ale to już oddzielny wpis.Kolejka do wjazdu do Yosemite to tylko kilka samochodów. Normalnie to trzeba obecnie rezerwować wjazd, ale akurat od połowy sierpnia w dni powszednie nie trzeba. To pierwszy taki dzień. Wjazd 35$ lub 80$ roczna karta. Biorę drugą, bo czeka mnie jeszcze wjazd do Sekwoji, Doliny Śmierci i Wielkiego Kanionu.
Po chwili zaczynają się piękne widoki, ale do doliny jeszcze spory kawałek.
Wjeżdżamy do doliny i od razu z daleka widać Half Dome
:)
Na dole doliny to już opad szczęki. Stromość skał jest wręcz niesamowita.
El Capitan:
Jedziemy na koniec zaparkować i udać się pod Mirror Lake.
Gadamy trochę z lokalnymi mieszkańcami
;)
Na miejscu niespodzianka - jeziora nie ma. Wszystko wyschło
:(
Został tylko piasek...
Half Dome z odbiciem w jeziorze niestety nie będzie...
Podjeżdżamy do wioski na drugi parking. W restauracji robią kanapki, więc w sam raz na lunch. Żar leje się z nieba, można uzupełnić płyny. Po drogach non stop jeżdżą darmowe autobusy i łapiemy jeden pod wodospad. Wodospadu też za bardzo nie widać, susza daje się we znaki.
Za to lokalnych mieszkańców jest jeszcze więcej. I trochę żebrzą o jedzenie
;)
Czas leci nam momentalnie. Powoli wracamy i zatrzymujemy się na takie widoki:
No mega, mega. Jak ktoś nie był, niech żałuje
;)
Mieliśmy stąd jeszcze 2h do hotelu, ale jest jeszcze Glacier Point. Jedzie się 45 minut w jedną stronę. Przemknęła mi myśl by odpuścić, ale dobrze, że tego nie zrobiłem. Stąd jest widok na całą dolinę. Najpiękniejszy widok w parku.
Teraz rozumiem dlaczego Half Dome.
I dolina w okazałości:
Panorama ze sklejenia dwóch zdjęć:
Po drodze były jeszcze jakieś sekwoje, ale już nie mieliśmy czasu. Dopiero na 20 zjeżdżamy do naszego hotelu w Madera. Co za dzień!Springhill Suites - bardzo fajny. Nie miałem dużego wyboru bo szukałem pokoju na 5 osób i tam mieli rozkładaną sofę. W Maderze i Fresno pokazywało mi łącznie 5 hoteli, z czego 3 po 200$
;)Jak nasz starszy syn miał 3-6 lat to lataliśmy dużo dalekich lotów, szczególnie do Azji. Zawsze wybierałem loty by długi odcinek był w nocy i wtedy przesypiał 9h. Patentem było jeszcze zajmowanie ostatnich rzędów w samolocie bo jak zostawały jakieś puste miejsca to można było go położyć. Tutaj loty bardzo sprawnie poszły, lepiej niż się spodziewaliśmy. Konieczny tablet z bajkami, ale i to się nudzi. Zabawy z bratem i ciocią trochę pomogły. Sporo się bawił swoimi zabawkami.Wracamy w stronę gór, dzisiaj Park Narodowy Sekwoi. Niby mil nie tak dużo, ale drogi mega kręte. Dojeżdżamy jednak sprawnie do pierwszego punktu widokowego przy General Grant Tree. Na parkingu Polacy
:) Przy parkingu od razu dwa małe drzewka
;)
Jest tu krótki szlak. Sekwoje to najstarsze i największe drzewa świata. Ten obszar niestety podatny jest na pożary, więc i General Grant był kawałek przypalony, a także są powalone puste drzewa.
Drzewa są tak szerokie, że jak są powalone i puste to normalnie się w nich stoi.
Springhill Suites - bardzo fajny. Nie miałem dużego wyboru bo szukałem pokoju na 5 osób i tam mieli rozkładaną sofę. W Maderze i Fresno pokazywało mi łącznie 5 hoteli, z czego 3 po 200$
;)
Szczere pytanie - jak daliście radę na tak długim locie z trzylatkiem? Sam mam chłopca 2,5 roku na pokładzie i ciągnie mnie na jakiś dalszy trip z rodziną, choćby do USA, ale sobie tego nie wyobrażam jak ogarnąć przelot z takim maluchem. Tydzień temu lecieliśmy POZ-MUC-BIO, czyli relatywnie krótka trasa. Drugi odcinek MUC-BIO zajął 2,5 godziny i kończyły się nam pomysły, a małemu już coraz bardziej doskwierała nuda i zaczynało się skakanie po nas i walka o to, by nie kopał w poprzedzające fotele. Wykorzystaliśmy przekąski, miśki, książeczki, inne zabawki etc. Jak ogarnęliście lot za ocean? Jak to się robi?
Jak nasz starszy syn miał 3-6 lat to lataliśmy dużo dalekich lotów, szczególnie do Azji. Zawsze wybierałem loty by długi odcinek był w nocy i wtedy przesypiał 9h. Patentem było jeszcze zajmowanie ostatnich rzędów w samolocie bo jak zostawały jakieś puste miejsca to można było go położyć.Tutaj loty bardzo sprawnie poszły, lepiej niż się spodziewaliśmy. Konieczny tablet z bajkami, ale i to się nudzi. Zabawy z bratem i ciocią trochę pomogły. Sporo się bawił swoimi zabawkami.
krzykrzysztof napisał:Super relacja. A jakim sprzętem robione zdjęcia?Bardziej w czym obrabiane.Ale faktycznie ładne.Wyslane z telefonu przez Tapatalka
Extra relacja i foty, jak zwykle zresztą. W których dniach dokładnie byliście w Las Vegas, Sedonie i Phoenix? Bo coś mi się zdaje, że znowu mogliśmy się minąć (tak ja w te ferie na St. Maarten o 1 dzień
:)) Sedona dla mnie to jedno z najpiękniejszych miasteczek w jakich kiedykolwiek byłem, spaliśmy tam 2 noce teraz w sierpniu
@mapa Las Vegas 21.08, Grand Canyon 22.08, Sedona 23.08@brzemia @krzykrzysztof Sony A7 III + Sony 12-24 i Sony 24-105 + Photoshop@QbaqBA wiesz, niektóre przeceny dalej szokują. A szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że USA są teraz naprawdę drogie.
cart napisał:Kanion na początku przykryty był całkowicie chmurami, ale znowu zaczęło się przejaśniać.Chmury dodają niesamowitego uroku.Super relacja i zdjęcia. Dzięki.
A dla mnie NYC ma coś w sobie
:D choć faktycznie najlepiej wspominam miejsca, gdzie można było uciec od zgiełku miasta.Dzięki za super relacje, jak zawsze piękne zdjęcia
:)
Na południu jeziora jest Emerald Bay. To miejsce ma kultowy widok. Jest trochę walka o miejsce parkingowe i trzeba zapłacić w automacie 3$, ale WARTO:
Jedziemy jeszcze do miasteczka Genoa, to już w Nevadzie. Najstarsza osada w Nevadzie zresztą. Na kawałku ulicy są ze 3 zabytkowe domy z XIX wieku ;)
Jedziemy do naszego motelu w Walker. Chcieliśmy być jak najbliższej Yosemite by mieć jutro jak najwięcej czasu na ten park.Dziś będzie długi dzień. Sprawnie zbieramy się i o 6:45 już jesteśmy w drodze. Tylko niecałą godzinkę mamy do Mono Lake. Szkoda byłoby go opuścić. Zatrzymujemy się najpierw na punkcie widokowym:
Mono Lake jest wysoko alkaliczne i słone. Jest to taka mini wersja jeziora Abbe w Dżibuti, które opisywałem w relacji z Afryki.
Posiada wiele tufowych formacji skalnych, które powstały wskutek reakcji słonych, zasadowych wód jeziora ze słodkowodnymi źródłami na dnie.
Formacje te pojawiły się na powierzchni po roku 1941, gdy zaczęto pobierać wodę z rzek zasilających jezioro na potrzeby miasta Los Angeles przez co poziom wody spadł znacząco − do 1962 roku o 8 metrów do 1982 roku o 15 m − a poziom zasolenia uległ podwojeniu. Potem zaprzestano pobierania wody.
Na parkingu płaci się po 3$ od osoby w automacie. Jest krótka ścieżka nad jezioro i można podjechać wózkiem.
Formacje naprawdę robią wrażenie - nie ma ich tak dużo jak w Abbe, ale też są super.
Rodzinka zostaje na plaży, a ja idę kawałek dalej. Jest tu sporo ptaków, a także króliki.
Wszędzie jest pełno muszek. Dobra informacja to taka, że nie gryzą, ani nie pchają się do buzi. A co ciekawe, zanurzają się pod wodą i żywią się tutejszymi algami.
Zbieramy się do Yosemite, ale to już oddzielny wpis.Kolejka do wjazdu do Yosemite to tylko kilka samochodów. Normalnie to trzeba obecnie rezerwować wjazd, ale akurat od połowy sierpnia w dni powszednie nie trzeba. To pierwszy taki dzień.
Wjazd 35$ lub 80$ roczna karta. Biorę drugą, bo czeka mnie jeszcze wjazd do Sekwoji, Doliny Śmierci i Wielkiego Kanionu.
Po chwili zaczynają się piękne widoki, ale do doliny jeszcze spory kawałek.
Wjeżdżamy do doliny i od razu z daleka widać Half Dome :)
Na dole doliny to już opad szczęki. Stromość skał jest wręcz niesamowita.
El Capitan:
Jedziemy na koniec zaparkować i udać się pod Mirror Lake.
Gadamy trochę z lokalnymi mieszkańcami ;)
Na miejscu niespodzianka - jeziora nie ma. Wszystko wyschło :(
Został tylko piasek...
Half Dome z odbiciem w jeziorze niestety nie będzie...
Podjeżdżamy do wioski na drugi parking. W restauracji robią kanapki, więc w sam raz na lunch. Żar leje się z nieba, można uzupełnić płyny.
Po drogach non stop jeżdżą darmowe autobusy i łapiemy jeden pod wodospad. Wodospadu też za bardzo nie widać, susza daje się we znaki.
Za to lokalnych mieszkańców jest jeszcze więcej. I trochę żebrzą o jedzenie ;)
Czas leci nam momentalnie. Powoli wracamy i zatrzymujemy się na takie widoki:
No mega, mega. Jak ktoś nie był, niech żałuje ;)
Mieliśmy stąd jeszcze 2h do hotelu, ale jest jeszcze Glacier Point. Jedzie się 45 minut w jedną stronę. Przemknęła mi myśl by odpuścić, ale dobrze, że tego nie zrobiłem. Stąd jest widok na całą dolinę. Najpiękniejszy widok w parku.
Teraz rozumiem dlaczego Half Dome.
I dolina w okazałości:
Panorama ze sklejenia dwóch zdjęć:
Po drodze były jeszcze jakieś sekwoje, ale już nie mieliśmy czasu. Dopiero na 20 zjeżdżamy do naszego hotelu w Madera. Co za dzień!Springhill Suites - bardzo fajny. Nie miałem dużego wyboru bo szukałem pokoju na 5 osób i tam mieli rozkładaną sofę. W Maderze i Fresno pokazywało mi łącznie 5 hoteli, z czego 3 po 200$ ;)Jak nasz starszy syn miał 3-6 lat to lataliśmy dużo dalekich lotów, szczególnie do Azji. Zawsze wybierałem loty by długi odcinek był w nocy i wtedy przesypiał 9h. Patentem było jeszcze zajmowanie ostatnich rzędów w samolocie bo jak zostawały jakieś puste miejsca to można było go położyć.
Tutaj loty bardzo sprawnie poszły, lepiej niż się spodziewaliśmy. Konieczny tablet z bajkami, ale i to się nudzi. Zabawy z bratem i ciocią trochę pomogły. Sporo się bawił swoimi zabawkami.Wracamy w stronę gór, dzisiaj Park Narodowy Sekwoi. Niby mil nie tak dużo, ale drogi mega kręte. Dojeżdżamy jednak sprawnie do pierwszego punktu widokowego przy General Grant Tree.
Na parkingu Polacy :)
Przy parkingu od razu dwa małe drzewka ;)
Jest tu krótki szlak. Sekwoje to najstarsze i największe drzewa świata. Ten obszar niestety podatny jest na pożary, więc i General Grant był kawałek przypalony, a także są powalone puste drzewa.
Drzewa są tak szerokie, że jak są powalone i puste to normalnie się w nich stoi.