A to General Grant, trzecie największe drzewo na świecie, 1800 lat. Przypalony z prawej na dole.
Robiłem zdjęcia obiektywem 12mm. Do tego mega trudne warunki oświetleniowe - ciemno na dole, jasno na górze. Trochę to wyzwanie dobrze ująć te drzewa
Jedziemy kawałek dalej tą drogą do Kings Canyon. Decydujemy się jednak jechać tylko na punkt widokowy, bo zbyt dużo czasu by nam zeszło na pełne zwiedzanie. Droga też jest ślepa i trzeba wracać tą samą.
Jedziemy na drugi szlak z sekwojami, przy General Sherman Tree. To jest największe i najstarsze drzewo na świecie. Ma 3000 lat. Do góry już nie rośnie, ale rośnie wszerz. Szlak również krótki, ale stromo w dół. Jest też trochę innych ciekawych okazów.
Pośrodku Generał Sherman
No i jest jeszcze słynny Tunnel Log
:)
Nasza bryka się zmieściła
:)
Wyjeżdżając z parku, jest jeszcze Tunnel Rock. Kiedyś była pod nim droga, ale zrobili obok.
Na noc dojeżdżamy do Bakersfield. Temperatury wyraźnie rosną, jest już ponad 35 stopni, ale to nic z temperaturami kolejnego dnia w Dolinie Śmierci....W 3h docieramy do Father Crowley vista point. Mam duży samochód to mogę jechać off road
:). Dzięki temu widać ładną panoramkę.
Dzisiaj w planie Dolina Śmierci. Jest ciepło, ale nie mega. A to dlatego, że jest dość wysoko. Co jakiś czas są znaki ile się zjeżdża w dół lub jedzie w górę.
Gdy docieramy do Mesquite Flat Sand Dunes, jest już 45 stopni... Do tego wieje trochę wiaterek, więc czujemy się jakby wiało z suszarki.
Spacer co najwyżej kilka minut, jestem z dzieciakami, więc nie będę ryzykował przegrzania.
Na szczęście z drogi do punktów widokowych jest blisko, właściwie to staje się na nich.
Jedziemy do Artists Palette - wielokolorowe zbocze góry. Jest pętelka jednokierunkowa. Tu już temperatura pokazuje 119 stopni F, czyli 48.3 Celsjusza...
Wyskakuję kilka razy sam z samochodu, reszta siedzi w klimie.
A i tak nie jest źle, bo miesiąc temu temperatura była 51
:)
A to główna część Artists Palette:
Badwater Basin olewam, bo chcę zobaczyć z góry.
Ale najpierw Zabriskie Point!
Wjeżdżamy na Dante's view. Tu można podziwiać całą Dolinę Śmierci. Tu na górze temperatura jest już bardzo fajna, tak z 39.
Zachwycony byłem Doliną Śmierci. Nastawiałem się tylko na ciekawostkę w postaci wysokiej temperatury, a tutaj widoki były naprawdę super!
Na późne popołudnie dojechaliśmy do Las Vegas. Zrobiliśmy obowiązkowe zdjęcie przy znaku Welcome to Fabulous Las Vegas i przejechaliśmy się po głównej ulicy. Nasz hotel był 6km od centrum. Ceny były na tyle niskie, że pierwszy raz wziąłem 2 pokoje z podwójnymi łóżkami i za cenę niższą niż 1 pokój wszędzie indziej! Chcieli odbić na kasynie hotelowym i pytali się czy chcę kupony, ale nie chciałem
:)
Na wieczór, po zmroku wracamy do miasta. Oglądamy show fontann pod Bellagio i trochę spacerujemy. Dalej jest około 40 stopni, ale daje radę wytrzymać. Ludzi jest ogrom, a jeszcze więcej różnego rodzaju wariatów chcących dorobić na turystach. Aparatu nawet nie brałem, nie lubię takiego kiczu
;)W Grand Canyon byłem w 2007 roku podczas mojej pierwszej podróży do USA. Pamiętam wtedy, że od razu kupiłem lot na zachód, bo myślałem, że więcej służbowo do USA nie polecę i chciałem wykorzystać darmowy bilet. Potem w USA byłem jeszcze ponad 40 razy służbowo
;). W każdym razie wtedy byłem na North Rim. Od północnej strony podobno kanion ogląda tylko 10% wszystkich turystów. Teraz jadąc z Las Vegas, jedynie południowa część wchodziła w grę. Do kanionu jest kawał drogi z Las Vegas, zbieramy się dość późno i dojeżdżamy dopiero około 15...
Jest zimno, jakieś 17 stopni, a nad kanionem chmury... Ale zanim dojdziemy do krawędzi to atakują nas wiewiórki. Są ogromne.
Trochę się przejaśnia i widać wielką dziurę...
Nie na darmo Wielki Kanion określany jest jednym z cudów świata. Oglądanie go zapiera dech w piersi.
Byliśmy na pierwszym punkcie widokowym i niestety zaczęła się burza. Cudem uciekliśmy do samochodu, a rozpadało się mega. Stwierdziliśmy, że wrócimy do miasteczka coś zjeść. Po godzinie zaczęło się przejaśniać. Wracamy na parking i widzimy zwierzaki
:)
Kanion na początku przykryty był całkowicie chmurami, ale znowu zaczęło się przejaśniać.
Springhill Suites - bardzo fajny. Nie miałem dużego wyboru bo szukałem pokoju na 5 osób i tam mieli rozkładaną sofę. W Maderze i Fresno pokazywało mi łącznie 5 hoteli, z czego 3 po 200$
;)
Szczere pytanie - jak daliście radę na tak długim locie z trzylatkiem? Sam mam chłopca 2,5 roku na pokładzie i ciągnie mnie na jakiś dalszy trip z rodziną, choćby do USA, ale sobie tego nie wyobrażam jak ogarnąć przelot z takim maluchem. Tydzień temu lecieliśmy POZ-MUC-BIO, czyli relatywnie krótka trasa. Drugi odcinek MUC-BIO zajął 2,5 godziny i kończyły się nam pomysły, a małemu już coraz bardziej doskwierała nuda i zaczynało się skakanie po nas i walka o to, by nie kopał w poprzedzające fotele. Wykorzystaliśmy przekąski, miśki, książeczki, inne zabawki etc. Jak ogarnęliście lot za ocean? Jak to się robi?
Jak nasz starszy syn miał 3-6 lat to lataliśmy dużo dalekich lotów, szczególnie do Azji. Zawsze wybierałem loty by długi odcinek był w nocy i wtedy przesypiał 9h. Patentem było jeszcze zajmowanie ostatnich rzędów w samolocie bo jak zostawały jakieś puste miejsca to można było go położyć.Tutaj loty bardzo sprawnie poszły, lepiej niż się spodziewaliśmy. Konieczny tablet z bajkami, ale i to się nudzi. Zabawy z bratem i ciocią trochę pomogły. Sporo się bawił swoimi zabawkami.
krzykrzysztof napisał:Super relacja. A jakim sprzętem robione zdjęcia?Bardziej w czym obrabiane.Ale faktycznie ładne.Wyslane z telefonu przez Tapatalka
Extra relacja i foty, jak zwykle zresztą. W których dniach dokładnie byliście w Las Vegas, Sedonie i Phoenix? Bo coś mi się zdaje, że znowu mogliśmy się minąć (tak ja w te ferie na St. Maarten o 1 dzień
:)) Sedona dla mnie to jedno z najpiękniejszych miasteczek w jakich kiedykolwiek byłem, spaliśmy tam 2 noce teraz w sierpniu
@mapa Las Vegas 21.08, Grand Canyon 22.08, Sedona 23.08@brzemia @krzykrzysztof Sony A7 III + Sony 12-24 i Sony 24-105 + Photoshop@QbaqBA wiesz, niektóre przeceny dalej szokują. A szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę, że USA są teraz naprawdę drogie.
cart napisał:Kanion na początku przykryty był całkowicie chmurami, ale znowu zaczęło się przejaśniać.Chmury dodają niesamowitego uroku.Super relacja i zdjęcia. Dzięki.
A dla mnie NYC ma coś w sobie
:D choć faktycznie najlepiej wspominam miejsca, gdzie można było uciec od zgiełku miasta.Dzięki za super relacje, jak zawsze piękne zdjęcia
:)
A to General Grant, trzecie największe drzewo na świecie, 1800 lat. Przypalony z prawej na dole.
Robiłem zdjęcia obiektywem 12mm. Do tego mega trudne warunki oświetleniowe - ciemno na dole, jasno na górze. Trochę to wyzwanie dobrze ująć te drzewa
Jedziemy kawałek dalej tą drogą do Kings Canyon. Decydujemy się jednak jechać tylko na punkt widokowy, bo zbyt dużo czasu by nam zeszło na pełne zwiedzanie. Droga też jest ślepa i trzeba wracać tą samą.
Jedziemy na drugi szlak z sekwojami, przy General Sherman Tree. To jest największe i najstarsze drzewo na świecie. Ma 3000 lat. Do góry już nie rośnie, ale rośnie wszerz. Szlak również krótki, ale stromo w dół. Jest też trochę innych ciekawych okazów.
Pośrodku Generał Sherman
No i jest jeszcze słynny Tunnel Log :)
Nasza bryka się zmieściła :)
Wyjeżdżając z parku, jest jeszcze Tunnel Rock. Kiedyś była pod nim droga, ale zrobili obok.
Na noc dojeżdżamy do Bakersfield. Temperatury wyraźnie rosną, jest już ponad 35 stopni, ale to nic z temperaturami kolejnego dnia w Dolinie Śmierci....W 3h docieramy do Father Crowley vista point. Mam duży samochód to mogę jechać off road :). Dzięki temu widać ładną panoramkę.
Dzisiaj w planie Dolina Śmierci. Jest ciepło, ale nie mega. A to dlatego, że jest dość wysoko. Co jakiś czas są znaki ile się zjeżdża w dół lub jedzie w górę.
Gdy docieramy do Mesquite Flat Sand Dunes, jest już 45 stopni... Do tego wieje trochę wiaterek, więc czujemy się jakby wiało z suszarki.
Spacer co najwyżej kilka minut, jestem z dzieciakami, więc nie będę ryzykował przegrzania.
Na szczęście z drogi do punktów widokowych jest blisko, właściwie to staje się na nich.
Jedziemy do Artists Palette - wielokolorowe zbocze góry. Jest pętelka jednokierunkowa. Tu już temperatura pokazuje 119 stopni F, czyli 48.3 Celsjusza...
Wyskakuję kilka razy sam z samochodu, reszta siedzi w klimie.
A i tak nie jest źle, bo miesiąc temu temperatura była 51 :)
A to główna część Artists Palette:
Badwater Basin olewam, bo chcę zobaczyć z góry.
Ale najpierw Zabriskie Point!
Wjeżdżamy na Dante's view. Tu można podziwiać całą Dolinę Śmierci. Tu na górze temperatura jest już bardzo fajna, tak z 39.
Zachwycony byłem Doliną Śmierci. Nastawiałem się tylko na ciekawostkę w postaci wysokiej temperatury, a tutaj widoki były naprawdę super!
Na późne popołudnie dojechaliśmy do Las Vegas. Zrobiliśmy obowiązkowe zdjęcie przy znaku Welcome to Fabulous Las Vegas i przejechaliśmy się po głównej ulicy. Nasz hotel był 6km od centrum. Ceny były na tyle niskie, że pierwszy raz wziąłem 2 pokoje z podwójnymi łóżkami i za cenę niższą niż 1 pokój wszędzie indziej! Chcieli odbić na kasynie hotelowym i pytali się czy chcę kupony, ale nie chciałem :)
Na wieczór, po zmroku wracamy do miasta. Oglądamy show fontann pod Bellagio i trochę spacerujemy. Dalej jest około 40 stopni, ale daje radę wytrzymać. Ludzi jest ogrom, a jeszcze więcej różnego rodzaju wariatów chcących dorobić na turystach. Aparatu nawet nie brałem, nie lubię takiego kiczu ;)W Grand Canyon byłem w 2007 roku podczas mojej pierwszej podróży do USA. Pamiętam wtedy, że od razu kupiłem lot na zachód, bo myślałem, że więcej służbowo do USA nie polecę i chciałem wykorzystać darmowy bilet. Potem w USA byłem jeszcze ponad 40 razy służbowo ;).
W każdym razie wtedy byłem na North Rim. Od północnej strony podobno kanion ogląda tylko 10% wszystkich turystów. Teraz jadąc z Las Vegas, jedynie południowa część wchodziła w grę. Do kanionu jest kawał drogi z Las Vegas, zbieramy się dość późno i dojeżdżamy dopiero około 15...
Jest zimno, jakieś 17 stopni, a nad kanionem chmury... Ale zanim dojdziemy do krawędzi to atakują nas wiewiórki. Są ogromne.
Trochę się przejaśnia i widać wielką dziurę...
Nie na darmo Wielki Kanion określany jest jednym z cudów świata. Oglądanie go zapiera dech w piersi.
Byliśmy na pierwszym punkcie widokowym i niestety zaczęła się burza. Cudem uciekliśmy do samochodu, a rozpadało się mega. Stwierdziliśmy, że wrócimy do miasteczka coś zjeść. Po godzinie zaczęło się przejaśniać.
Wracamy na parking i widzimy zwierzaki :)
Kanion na początku przykryty był całkowicie chmurami, ale znowu zaczęło się przejaśniać.